Kiedyś był też sobie pewien chłopak, który postanowił wyruszyć na podryw. U jego matki zawsze było wszystko posprzątane, że „wprost pachniało czystością”, jak to nazywała. Podobnie zamierzał mieć też w swoim domu chłopak, i dlatego szukał kobiety, która byłaby tak samo czysta, jak jego matka.
Ale jak przekonać się, czy dziewczyna naprawdę lubi sprzątać i jest porządna, o tym długo rozmyślał. W końcu wpadł mu do głowy pewien pomysł. Ze ścierek i gałganków zawiązał sobie gruby opatrunek na rękę, jakby miał jakieś straszne zapalenie, i tak wyruszył w drogę. Gdzie nie zaszedł, przyjmowano go dobrze, jak się należy, gdy zalotnik przybywa w odwiedziny. Nakrywano do stołu i częstowano go, podawano piwo i inne napoje. A potem rozmowom nie było końca, a na początku zawsze mówiono o jego dłoni i o tym, co się mu w nią stało.
Opowiadał, że źle jest z jego palcem, bo przyłożył mu troll, wodny troll, jak go nazywali; był już u lekarza i u mądrych kobiet, ale wszystko na marne, nic mu nie poradzili.
– Ale przecież na wszystko znajdzie się jakieś lekarstwo – mówili ludzie – tylko nie na śmierć.
– No tak, jedno takie lekarstwo by się nadawało – mówił chłopak.
– A jakie? – zapytano.
– Siedmioletnia kasza – odparł chłopak. – Tylko gdzie ją znaleźć?
– Phi, tylko tyle?! – powiedziano. – Na to znajdzie się rada. W naszych garnkach i starych saganach mamy skorupy, które mają z pewnością siedem lat, a może nawet czternaście.
Tak, to dopiero byli czyści ludzie!
© Dariusz Muszer
►oficjalna strona internetowa autora