ZIEMIANIN
To płyta, na której chaos oznacza brak przystawalności do tego co ziemskie. Linia melodyczna dotyka wielu intonacji jakby próbowała znaleźć dla siebie swój własny język.
Nie możemy się spotkać bo zbyt wiele wiemy o siebie. Nie możemy zostawić śladów bo bylibyśmy zdani na dotyk. Nie możemy mówić swoich imion bo odmieniłyby nasze losy. Nie możemy spojrzeć na siebie bo wtedy nie rozpoznalibyśmy będąc jak dwa sobowtóry. Gdy skończy się czas nasze zegarki wskazywałyby inną godzinę a to znaczyłoby, że należymy do dwóch osobnych światów. Siostrzyczko musisz jeszcze tak wiele zrozumieć, przestrzegać swoim losem ludzi. Powiedzieć o czym do tej pory nikt nie powiedział. Wśród ludzi są tacy, którzy chcą nas unicestwić. Jakby pojawili się na ziemi by zniechęcić nas do siebie. Jakby ktoś nauczył ich języka i mowy by wprowadzali nas w błąd. Podają się za naszych przyjaciół, ale uważaj, oni są jakby z innej materii, oni nie pochodzą z naszej planety, oni pracują dla dziwnych osób, oni wykorzystują religię by podszywać się pod tych co mają ostatnie słowo. Wymyślają dowody na istnienie Boga, gdyby naprawdę wierzyli w istnienie Boga, nie potrzebowali by wymyślać dowodów, chcąc przekonać innych do czegoś w co sami nie wierzą. Oni kłamią i nazywają to prawdą, poetka pisze: Prawda ma się dobrze. Nadal kłamie tak jak kłamała. Uważaj, oni kpią z wilka, oni żartują z ciebie: co by było gdybyś zamieniła się w psa? Ale my wiemy czym to jest, wbrew nim powołujemy do życia stado diamentowych psów. „Diamond dogs”. Oni próbują interpretować sprawy, które są nietykalne. Nie istnieje dla nich groza czy świętość. Węszą, cały czas węszą w poszukiwaniu tajemnicy. Oni są po to by ciebie ranić. „Give me your hands because you wonderful”. Podaję dłonie całej tej sytuacji. Podaję dłonie by przeskoczyć na inny ląd. Oni są po to by na nas polować, by używać do eksploatacji emocjonalnej, by utwierdzać w przekonaniu, że jestem kimś gorszym, że nie mam do niczego prawa, że wszystko trzeba mi odebrać, że znają moje myśli, że wszystko co mówię zasługuje na złośliwy uśmiech, że moje istnienie jest czymś co trzeba wyśmiać i unicestwić. Oni to wiedzą. Oni to czują. Oni myślą, że niszcząc ciebie zniszczą ten inny, przeciwległy świat. Burzenie to ich specjalność, chcą z ciebie zrobić dziwkę, żeby narządy płciowe sprowadzić do roli maszyny w wielkiej fabryce seksu, orgazmów i prokreacji. Cywilizacyjny komfort, sztuczne raje, dopinanie każdego gestu na z góry założone cele jak w „Day Inn day aut” i „fuck” na końcu teledysku. Czy tylko teledysku? „Fuck” – mówisz, czy za cicho? Udają, że nie słyszą tego, co mówisz. Uśmiechają się i porozumiewawczo patrzą na siebie. Wbrew wszystkiemu mamy swój kod. On świadczy, że jesteśmy sobie bardzo bliscy... w sumie to, co piszę w tym eseju o Bowiem mogło by być początkiem jakiejś książki pomiędzy science fiction i fantasy. Horrorem?/ ktoś pyta z przejęciem/. Tak, historia małej, niepozornej, przeciętnej, brzydkiej, chudej dziewczynki o nienaturalnie dużych, niebieskich oczach. Tak dużych jak niebo? Historia o tym jak ta dziewczynka w dzieciństwie uczy się wierzyć w wiele pięknych rzeczy. Poznaje śmierć i miłość. Co potem? Śmierć staje się jej przyjacielem. Miłość wrogiem. Serce małej dziewczynki wykorzystywane do zbrodniczych sztuczek eksterminacji na jej wrażliwości. Jaką zbrodnię badał detektyw Nathan Adler z płyty „Outsite”? Horror: lata dziewięćdziesiąte – ja ciągle wierzę w miłość, szukam ukochanego, szukam jedynej prawdy przetrwania – czyli przywiązania do drugiego człowieka, tak jak w twoim „Let’s dance”, ale nikt nie prosi mnie do tańca, nikt nie potrafi ze mną zatańczyć, mój taniec? Coś między pieśnią wolności a modlitwą, taniec to uwalnianie ciała z barier i punktów odniesienia, taniec to uwodzenie samej siebie i wszystkich ogrodów świata, taniec a potem przytula mnie światło, i boję się, boję, mała dziewczynka się boi, czasami, tylko czasami, i czeka na wiatr, na twój wiatr, twój wiatr idzie parkiem, graniczy z Nieosiągalnym, jest na styku tego i tamtego świata, jak niewidzialny most, nadsłuchuje prawdy przetrwania. Wiatr czy to ten sam z twojego „Wilde is the wind”?
© Ewa Sonnenberg