Podmiot liryczny najnowszego tomu Anny Tlałki „Kobieta – raz i dwa i” (Kraków 2014) odnajduje się w tym, co pierwotne (archetypiczny podział na „męskie” i „żeńskie”) oraz naturalne (biologiczny wymiar życia oparty na cykliczności przyrody). Poetka ze Śląska Opolskiego poszukując kulturowych źródeł kobiecej tożsamości, wprowadza do swoich wierszy liczne symbole, motywy, toposy, czasem jedynie sygnalizowane bądź w sposób aluzyjny sugerowane. Oszczędność w gospodarowaniu środkami wyrazu służy literackiemu kamuflażowi i w konsekwencji czyni utwory Tlałki nieco hermetycznymi, niedopowiedzianymi. Ale taka jest współczesna poezja, tak się teraz pisze.
Feminizm splata się w tym zbiorze z metafizyką, czasoprzestrzeń z wiecznością, sztuka z nauką, dzieciństwo z dorosłością, a bajki z rytuałami; nic więc dziwnego, że cielesność, erotyzm i macierzyństwo wytyczają kierunek poezji drogi, na której przewodnikami są Miciński, Stachura i Wojaczek. Pośród licznych symboli, jakie przywołała autorka, szczególne znaczenie zdają się mieć: woda (oraz pokrewna jej: rzeka), światło (słońce, ogień), wiatr (oddech), sól, skała, drzewa (las), ziarno, owoce i korzenie, krew (serce), ryby oraz różne gatunki ptaków. Nietrudno zauważyć, że większość z nich jest biblijnej proweniencji, co koresponduje z treściami ostatniej części tomu, w której podmiot dociera do sedna – nadziei, jaką niesie Boże Narodzenie, gdy „pękają kry jak łamany opłatek”.
Wcześniej jednak zalicza różne stadia pesymizmu, którego wyznacznikami są: rozczarowanie, alienacja, ból, lęk, blizny, zmęczenie, bezdomność, trywialność. Konstatacji, że nie ma szczęśliwych wysp, towarzyszy paradoks: „ludzie częściej skaczą, / niż budują mosty”. Jedynym stałym mostem jest dla kobiety poród, ale marna to pociecha, gdyż „dzieci rodzi się dla świata”, a potem „odchodzą z prądem rzeki”.
Pragnąc miłości, przygotowana jest jednak na jej utratę, bo doświadczyła już przeminięcia dzieciństwa i odejścia matki. Może zatem stać się teraz jak woda, bez czucia w środku; może być podzielna („zawsze przez dwa lub więcej”) bądź istnieć w półcieniach i nieokreśloności. Zanim jednak nastąpi koniec świata, bohaterka liryczna musi dalej robić dobre wrażenie jako kobieta. Schronienie przed światem zewnętrznym daje jej skóra, która z drugiej strony symbolizuje aspekt seksualny. „Ból rodzi nadzieję”, skóra się hartuje i można ją zmienić dla świata, ale tak naprawdę trzeba „być tylko sobą”, a jednocześnie „samej sobie światłem”.
„Szukam bliżej uniwersum, pośród drzew” – wyznaje poetka w wierszu „Las”, ważne są więc dla niej mijane po drodze krajobrazy, rejestrowane kolory i dźwięki, pamięć przechowująca wspomnienia, a także syntonia jako bezcenna wartość w relacjach z innymi oraz cisza i milczenie sam na sam ze sobą. Choć życiem oraz czasem rządzi zasada panta rhei, to poszczególne rzeki wpadają przecież do większych wód, gdzie my – artyści „jesteśmy / jak jedno morze, // odnajdujemy siebie w cudzych wersach”. I tymi pełnymi wiary w ludzi oraz literaturę słowami kończy Anna Tlałka swój drugi tomik.
Dodać należy, że jest ona nauczycielką oraz miłośniczką muzyki chóralnej i poezji (to chyba oczywiste!). Książkę ilustrują portrety kobiet mistrza Modiglianiego.
© Marek Czuku