14.04.24 Berlin
Wcześnie rano wyjeżdżam flixbusem do Berlina na zaproszenie Heinricha von der Haara i jego fundacji literackiej. Wezmę udział w wydarzeniu, które jest kontynuacją serii spotkań niemiecko-polskich sprzed dziewięciu lat. Ich motywem przewodnim było dzieciństwo, a materiał literacki (poezja i proza) opublikowany został w antologii „Dzieciństwo w Polsce / Kindheit in Deutschland”.
Zanim dojadę do Berlina, muszę przekroczyć granicę w Słubicach, a to okazuje się trochę skomplikowane, pogranicznicy bowiem wraz z niemiecką policją zatrzymują jednego z pasażerów naszego autobusu, co opóźnia podróż o ponad godzinę. Ale już mijamy Odrę (na mapach wydaje się szersza niż w rzeczywistości) i ładne miasto Frankfurt. Docieramy do stolicy Niemiec. Zza szyby przytłacza nas tak charakterystyczna dla wielkich miast szara „betonoza”. Ale wiem, że gdzie indziej jest Brama Brandenburska, ratusz, zamek i uniwersytet, a także bardzo zachwalane przez Bożenkę modernistyczne osiedle w Berlin-Spandau. Nie mówiąc już o mijanym w drodze powrotnej prześlicznym barokowym Pałacu Charlottenburg.
Spotkanie odbywa się w Stadtteilzentrum Charlottenburg-Nord, spełniającym funkcje urzędowe, socjalne i kulturalne dla dzielnicy położonej na zachodnich przedmieściach Berlina. Sala wypełnia się w całości, a publiczność stanowią głównie seniorzy. Na początek ładnie improwizuje para artystów jazzowych na saksofonie i kontrabasie. Swoje utwory czytamy na przemian – grupa niemiecka: Maik Altenburg, Jens Grandt, Heinrich von der Haar, a także polska: Bożena Boba-Dyga, Łucja Dudzińska, Justyna Fijałkowska oraz piszący te słowa.
Jeszcze raz się okazuje, że pomysł z niemiecko-polską antologią o dzieciństwie był strzałem w dziesiątkę. Taka konfrontacja literacka autorów z różnych krajów, pokoleń oraz odmiennych płci pozwala znakomicie się porozumieć na gruncie zapisanych przeżyć z czasu młodości. W efekcie powstał obiektywny obraz życia w sąsiednich krajach na przestrzeni niemal półwiecza. Natomiast osobiste spotkanie autorów sprzyja lepszemu poznaniu się już na płaszczyźnie towarzyskiej. Bo nasi gospodarze okazują się bardzo gościnni i przyjaźni, a my się im odwdzięczamy serdecznością. Wieczór kończymy w Trattorii Fra Diavolo przy pysznej pizzy i lampce wytrawnego czerwonego wina. Do Łodzi wracam nocnym autobusem pełen pozytywnych wrażeń i nowej energii do działania.
© Marek Czuku