13.06.21 Łódź
Dziś pogoda jest dość ładna, osiemnaście stopni, choć do południa zawiewał chłodny wiaterek. Wybraliśmy się więc z Dorotą i Bezą nad największy akwen w Łodzi – Staw Stefańskiego, o powierzchni 11,4 hektara. Aby zachować odpowiednie proporcje, porównujemy to „łódzkie morze” z poznańskim Jeziorem Maltańskim, które zajmuje obszar, bagatela, niemal sześć razy większy. A Stawy Stefańskiego właściwie są dwa, stanowiąc poszerzenie koryta rzeki Ner. Otacza je Park 1 Maja, cały zaś kompleks położony jest na terenie zielonego, willowego osiedla na południowym krańcu Łodzi – Rudy Pabianickiej, która w latach 1923-1946 była samodzielnym miastem.
Parkujemy na skraju Lasu Ruda-Popioły, na rogu ulic Cienistej i Rudzkiej. Wstyd się przyznać, ja – łodzianin z urodzenia jestem tu pierwszy raz w życiu. A warto, bo wita nas świeże powietrze, otwarta przetrzeń i dużo zieleni. Obchodzimy najpierw ten mniejszy stawek, otoczony bujną roślinnością. Spotykamy tam jedynie dwóch młodych wędkarzy, moczących kije, kierujemy się więc ku większemu zbiornikowi. Od strony gęsto zarośniętej drzewami wyspy dochodzi intensywne kukanie kukułki. Co jakiś czas mijają nas hulajnogi, rowery, rolki. Po stawie pływa motorówka, żaglówka oraz wymyślny rower wodny w kształcie samochodu. Mała plaża przy wydzielonym kąpielisku na razie jest pusta. Za wake&roll parkiem banery reklamują żeglarskie półkolonie. A poza tym dla każdego coś miłego: boisko do siatkówki, plac zabaw i kilka miejsc do grillowania. Dużo różnorodnych drzew, a przed spiętrzającą rzekę tamą spore zgromadzenie kaczek.
Nadchodzi czas powrotu. Obiecujemy sobie, że następnym razem odkryjemy dla siebie rozciągający się po drugiej stronie ulicy Rudzkiej Las Popioły, bo położony na północy miasta Las Łagiewnicki przełaziliśmy już wielokrotnie wzdłuż i wszerz.
© Marek Czuku