Tegoroczna zima jest z jednej strony typowa ze swoim chłodem i małą ilością światła, a z drugiej – za mało spadło tym razem magicznego śniegu. Ludzie narzekają na obniżony nastrój i słabszą aktywność, ale tak w ogóle nie poddają się, czując już wiosenne pismo nosem. Artyści tworzą zaś cały rok, niezależnie od pogody, mają bowiem dar przemieniania złego czasu w nieprzemakalne i nieulegające korozji dzieła.
14.02.15 Łódź
Już czwarty raz, a w Łodzi po raz drugi, odbyła się ogólnopolska akcja antyWalentynek Na Krechę, obejmująca ponad dwadzieścia miast (w zeszłym roku zahaczyła nawet o Londyn) – od Warszawy, Krakowa i Poznania po Nowy Tomyśl i Drezdenko. Ideą tej spontanicznej i oddolnej inicjatywy jest „odkłamywanie” Walentynek z ich wszędobylskim kiczem i komercją. Jest to forma popularyzacji czytelnictwa, polegająca na wychodzeniu ze sztuką na ulice, do pubów, kawiarni, klubów, bibliotek itp. i rozdawaniu kartek pocztowych, na których wiersze są wkomponowane w obrazy, zdjęcia, grafiki bądź rysunki.
W tym roku kilkudziesięciu poetów, plastyków i fotografów przygotowało 65 wzorów pocztówek, co się przełożyło na jedenaście tysięcy rozdanych kartek. W Łodzi działałem wspólnie z Kają, Agą i Magdą na terenie popularnej Manufy, czyli pofabrycznego centrum handlu, gastronomii, sztuki i rozrywki. Podobnie jak w zeszłym roku, kiedy to wraz z Danielą „pracowałem” na Pietrynie, niektóre z zaczepionych przez nas osób były nieufne, podejrzewające, że jesteśmy jakimiś ulotkowymi naciągaczami. Dopiero po wyjaśnieniach, że kartki są darmowe, a działanie ma charakter czysto artystyczny – większość częstowała się tymi owocami wrażliwych serc i dusz, niektórzy nawet wdawali się z nami w miłe pogawędki.
Inicjatorką i kuratorką akcji jest twórczyni Grupy Literycznej Na Krechę Łucja Dudzińska, która od kilku lat niestrudzenie działa ponad rozmaitymi podziałami, organizując w całym kraju wiele niezwykle ciekawych i nowatorskich wydarzeń. Podziękowania należą się wszystkim, bez których tegorocznych antyWalentynek by nie było, a więc poetom, artystom, wolontariuszom, sponsorom. Łucjo, jesteś wielka! Znowu!?
20.02.15 Łódź
I tym razem potwierdziła się prawda, że na spotkania z Jakubem Żulczykiem, jednym z czołowych obecnie autorów młodego pokolenia (obok Orbitowskiego i Twardocha, jak zauważył Maciej Robert), podejmującym współczesną tematykę, przychodzą tłumy. Gdy pojawiłem się w Domu Literatury pięć minut przed rozpoczęciem, w sali brakowało już miejsc, stanąłem więc na korytarzu przed telebimem, gdzie wkrótce też zrobiło się gęsto. Zdecydowana większość widzów to ludzie młodzi, do nich bowiem autor bestsellerowych powieści adresuje swoje książki, pisząc o problemach dotyczących młodzieży tu i teraz w sposób ostry, nie stroniąc od dawkowania emocji.
Żulczyk był naturalny – opowiadał, przeskakując z tematu na temat, szeroko i zajmująco, czemu sprzyjało spokojne i profesjonalne prowadzenie Macieja Roberta. Autor nominowanej do Paszportów Polityki powieści „Ślepnąc od świateł” mówił m.in. o warsztacie pisarza i budowaniu portretów psychologicznych postaci, o historii powstania niektórych swoich powieści, o literackiej przyjaźni z Masłowską, o dziewczynach i imprezach, o narkotykach i gangsterach, o Warszawie, słoikach i prowincji, o Facebooku, hejterach i mediach, o punkowym zespole oskarżanym o rasizm, którego członkowie bronili się argumentem, że nienawidzą wszystkich, oraz o wielu innych sprawach, o które pytali fani pisarza w drugiej części spotkania.
Kuba Grzybowski ucieszył się nawet, że po latach kryzysu znowu wraca moda na czytanie książek. Ja natomiast odnoszę wrażenie, że czytelnictwo nigdy tak naprawdę nie upadło i cały czas ma się dobrze, ulegają tylko zmianom – i to diametralnie – formy uczestnictwa w literaturze, lista autorów, których się czyta, oraz sposoby docierania do czytelników, czyli tzw. medialność.
25.02.15 Łódź
To była konfrontacja, a jednocześnie asocjacja trzech różnych dykcji. W Klubie Nauczyciela, czyli w eklektycznych wnętrzach pałacu fabrykanta Kindermanna, czytałem wiersze wspólnie z Magdą Cybulską i Rafałem Gawinem. Magda właściwie skupiła się na prozie poetyckiej – kulturowej, refleksyjnej i w sumie ciepłej, a przynajmniej ludzkiej, Rafał zaś z uporem maniaka i z pewną taką nieufnością penetrował język, który (nie)spodziewanie zwodził go na manowce postmodernistycznego braku (konkluzji). O sobie nie będę pisał, nie że nie wypada, ale trudno być prorokiem we własnej sprawie i sędzią we własnym kraju, powiem tylko tyle, że czytałem wiersze spod znaku Erosa, Thanatosa i szeroko rozumianego Herberta.
Honory gospodarza pełnił człowiek guma Henryk Zasławski, znany ze stawiania niekonwencjonalnych pytań, okraszonych zaskakującymi dygresjami i skojarzeniami. Tym razem liderowi grupy Centauro objawiła się z prędkością światła Walentyna Tiereszkowa. No i jeszcze te ciągłe przerywniki muzyczne, a zwłaszcza ten jeden na koniec. Wiadomo: postmodernizm! Oj, warto się czasem spotkać, oderwać, odkleić.
© Marek Czuku