Autor tomu „Ziemia kamienna” (Augustów 2020), Eligiusz Dymowski, jest franciszkaninem i doktorem teologii. Od czasów Jana Twardowskiego i Karola Wojtyły poezja kapłanów ma swoje miejsce w polskiej literaturze. Przyjęło się sądzić, że ma ona pełnić rolę duszpasterską, wtórną w stosunku do katechezy. Okazało się jednak, że niektórzy poeci w sutannach mają o wiele więcej do powiedzenia niż tylko głoszenie Dobrej Nowiny.
U Eligiusza Dymowskiego przekonuje osobiste świadectwo wiary, na trasie licznych podróży – realnych i wewnętrznych. Towarzyszymy mu więc, gdy obserwuje prawosławnych mnichów w Wadi al-Kilt koło Jerozolimy, ogląda obozowe obrazy Mariana Kołodzieja w Harmężach czy chodzi wśród zapomnianych grobów na starym cmentarzu w Krośnie. Tropimy wraz z nim ślady Mickiewicza, Matejki, Miłosza, ponownie nas przejmuje dramatyczny los Sylvii Plath. Wysłuchujemy prywatnych westchnień do tego, który jest ciszą. Bóg poety jest bowiem blisko ptaków i zakochanych, Góra Błogosławieństw jest w każdym z nas, a świata nie zbawia się w pojedynkę. Poruszająca apokaliptyczna wizja Sądu Ostatecznego sąsiaduje z pochwalnym poematem o Ziemi Świętej. Bardzo wymowne jest utożsamienie Pana Cogito i Chrystusa, którego sądzą „niewierni i dewoci”.
Dymowski okazuje się wrażliwym pejzażystą melancholijnego nastroju. Tworzą go słowa o śnie o niewinnej miłości, spóźnionych kochankach i smutku hotelowych pokojów, o niespełnieniu i przeznaczeniu. A także poetyckie portrety – kobiety w czerni oraz matki poety. Zmysł plastyczny autora ujawniają również obrazy kobiet wracających z pola nad Czarną Hańczą czy jesiennych drzew i dzikich kaczkek w Druskiennikach.
Zdaniem krakowskiego franciszkanina najważniejszy jest człowiek. Najgłębiej można to odczuć i zrozumieć w przytulisku Brata Alberta oraz w szpitalu. Bo stale zmagamy się z bólem, cierpieniem, samotnością; zagraża nam nienawiść, wojna. I nadal potrzebujemy wiary w to, że śmierć rodzi nowe życie, a najwyższą wartością jest miłość. Amen!
© Marek Czuku