24.11.20 Łódź / Kraków
Spotkanie online z Michałem Zabłockim z cyklu „Rozkręcamy Literacki Kraków”, zorganizowane przez krakowski oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, prowadzi Piotr Lamprecht. Autor prezentuje swoją nową książkę pt. „Tacierz”. Prowadzący zestawia encyklopedyczny biogram poety z tym, co zamieszczono na okładce tomiku. Przedstawiono tam szeroko koligacje rodzinne i powiązania MZ. Umiejscowiło go to w kontekście imion osób mu najbliższych, którzy niewątpliwie mieli i mają na niego wpływ.
– To książka bardzo prywatna. Dużo lepszy jest taki biogram niż podkreślający zawodowe aktualności czy sukcesy. Osiągnięcia prywatne, rodzinne, osobiste przeważnie są w takich biogramach przemilczane. Dla mnie nie są istotne tytuły książek, ale ich bohaterowie. W przypadku tomu „Tacierz” są nimi moje dzieci. Kontekstem jest następstwo pokoleń, przemijanie, przekazywanie pewnych wartości, ale też antywartości, bo człowiek składa się i z tego, co dobre, i co złe. Nie po raz pierwszy podejmuję ten temat.
O niedawnej premierze musicalu, poświęconego śp. Mamie, Alinie Janowskiej: – Miał to być spektakl muzyczny, a zrobiło się z tego wielkie, dwugodzinne widowisko. Powstało ono na kanwie mojego zbioru wierszy „Janowska” (2017), opublikowanego jeszcze przed śmiercią aktorki. Była ona wtedy bardzo chora, praktycznie bez kontaktu. Podsumowałem w tej książce wszystko, co o Mamie pamiętałem i myślałem, ale z perspektywy dosyć bliskiej, bo choroby. Spektakl ukazuje ją od dzieciństwa do późnej starości.
Prowadzący przechodzi do tematu książki „Tacierz”, zawierającej wiersze i przemyślenia w postaci zwięzłych myśli i aforyzmów, które są bardzo uniwersalne. Podkreśla to dedykacja: „Wszystkim, którzy decydują się podjąć wyzwanie”. Ten bardzo odważny, szczery i autentyczny projekt dotyczy fenomenu ojcostwa w dobie jego społecznego kryzysu. Temat poeta podjął z inteligentnym poczuciem humoru, a jednocześnie z dystansem do samego siebie. To również taki trochę „raport wojenny” z pola bitwy o własne ojcostwo.
– Wątek tożsamościowy jest tu podstawowy, ale nie tylko. Niektórzy mówią, że starość się Bogu nie udała. Myślę, że ona się udała o tyle, że wymusza pewne zachowania i testuje nasz stosunek do siebie nawzajem. Tak samo jest z dzieciństwem. Ono bardzo sprawdza przede wszystkim rodziców, ale i dziadków. Nagle stajemy jako matki i ojcowie w sytuacjach takich wyborów, jakie w naszej indywidualnej (zawodowo-narcystycznej) egzystencji nie występują. Dzieci mówią „sprawdzam” naszemu egoizmowi, egocentryzmowi. Nie chodziło mi o to, by się wybielać albo udzielać rad. Bardziej chciałem dojść do sedna problemów, do jądra bolesnych spraw, żeby ich nie unikać. To są takie wiersze-niewiersze, podchodzące pod literaturę mądrościową. Mają one niewiele wspólnego ze współczesną poezją – trochę enigmatyczną i rebusową.
– Konfrontacja z dzieckiem powoduje wyciąganie z siebie jakichś głębszych pokładów osobowości. Pisanie również daje ten sam efekt. Zaatakowałem się jakby z dwóch stron – podejmując temat ojcostwa, ale i pisząc o nim. Wydaje mi się, że wszelka twórczość to próba autoterapii. Bierzemy się za nią, bo próbujemy przekuć to, co nam się w życiu nie udało, w jakieś zwycięstwo. W tym tkwi niesamowity mechanizm twórczości. Że im gorzej, tym lepiej. Im więcej mam doświadczeń i trudnych przeżyć, tym ciekawszy mogę się okazać. Ale pod warunkiem, że jestem w stanie to przekazać. Ja jednak staram się, by moje wiersze dawały wyjście – zarówno estetyczne, jak i życiowe.
– Ojcostwo jest nieprzewidywalne i czasami mnie przeraża, czym ono może jeszcze być. Ale z drugiej strony daje nadzieję, że może być czymś, czego się jeszcze nie spodziewam. Zawsze może być lepiej. Obserwuję dzieci z punktu widzenia osoby znacznie starszej, doświadczonej. Praktycznie niemożliwe jest przyglądać się życiu tak, jak je widzi młody człowiek.
– Czułem się wychowywany przez Matkę, szczególnie mocno w ostatnim okresie. Jej choroba to była taka lekcja, że hej. I od samego początku czuję się wychowywany przez dzieci. To jest pedagogika zwrotna. W relacjach z dziećmi odkrywałem przede wszystkim naturę człowieka. To niesamowite, bo człowiek nie jest ani tabula rasa, ani naturą niesplamioną, dobrą i czystą, którą dopiero społeczeństwo kala i bruka. Dziecko zmaga się z rzeczywistością, z sobą i z tym drugim człowiekiem, którym jest rodzic. To jest walka – i miłosna, i zaborcza – o podporządkowanie sobie rodzica. W dziecku są zarówno pierwiastki dobre, jak i złe, które się pojawiają ni z tego, ni z owego. Czasami mam wrażenie, że kręcimy się w kółko i stale popełniamy te same błędy. A wynikają one często z cech wrodzonych. Nie jestem psychologiem. Jedyne co mogłem zrobić, to zawrzeć to w tych 111 krótkich spostrzeżeniach.
MZ czyta teraz trochę wierszy. One są tak krótkie – mówi poeta – że prawie ich nie ma wcale. To myśli i obserwacje trafione „w punkt”, czasem introspekcje i refleksje, w których pojawiają się paradoksy, żart, ironia, przekora, ale i dystans. Posługują się one grą słów, a niekiedy wprowadzają neologizmy.
– Ta forma jest krótka, ale sam proces powstawania był długi. Najpierw pisałem wiersze dłuższe, a potem wielokrotnie je skracałem, aż do formy trzywersowej. W końcu doszedłem do dwóch linijek. Natchnienia się zdarzały – czasem na jeden wiersz, czasem na serię kilku utworów.
Czy jest trudno być jednocześnie artystą i tatą?: – Nie wyobrażam sobie jednego bez drugiego. Musiałem sobie kiedyś zdać sprawę, czy chcę być ojcem. Podobnie było z twórczością. Musiałem sobie odpowiedzieć, czy dalej chcę pisać. Okazało się, że bez pisania nie byłbym w stanie funkcjonować. Natomiast bycia ojcem nie da się pozbyć już z defincji, bo po prostu się nim jest, jak już się tak stało. Ale pisanie i ojcostwo czasem bywają w konflikcie.
– Zamierzyłem, by książka była zwykła i normalna, by dotarła do każdego. To mój prezent dla ojców. I on idzie dalej...
© Marek Czuku