copyright ©
www.papierowemysli.pl 2012
Czasami fantastykę odnajdujemy w książkach, które jej nie zapowiadają, znienacka atakując czytelniczą wyobraźnię wymyślonymi faktami i fabułą. Tak jest z
Koncertem muzyki dawnej Andrzeja Turczyńskiego, powieścią, czy może powiastką, w której odnajdujemy XVIII-wieczne niemieckie miasteczko i zamieszkującego je kapelmajstrze i kompozytorze. Ta mieścina nie istnieje, choć jest świetnie opisana i udokumentowana przypisami, podobnie jak nigdy nie żył organista Almayer, mimo że autor zamieszcza w powieści odnośniki do listów i fragmenty dzienników osób naprawdę żyjących. Fikcja idealnie udokumentowana pozostaje jednak fikcją, zresztą nie jest w końcu najważniejsze, aby fabuła nosiła znamiona prawdziwości, jeśli ją tak udatnie udaje.
Owo udawanie mieści się niemal na molekularnym poziomie – taka jest bowiem dbałość autora o szczegóły, detale. Dzięki niej przenosimy się do idealnego świata, w którym pierwsze skrzypce odgrywa (sic!) muzyka. Dzieje się tak za sprawą głównego bohatera, który poprzez nuty opisuje świat i gnębiące jego samego demony. Muzyką jest polityczna gra włodarzy miasta, która doprowadzi do przewrotu (nie zdradzam zbyt wiele, zresztą sama treść fabuły ma drugorzędne znaczenie). Muzyką jest chuć starego kompozytora, której obiektem zostaje niewidoma flecistka mieszkająca w sąsiedztwie. Muzyką są wreszcie barokowe opisy miasta, jego mieszkańców. Muzyką jest muzyka.
Jest w Almayerze jakiś rys
Formannowskiego Salieriego, gdy odnosi się do współcześnie mu żyjących kompozytorów, w pogardzie, jaką darzy
Cztery pory roku Vivaldiego. Nie jest to jedyne nawiązanie – cała powieść jest utkana z odnośników mniej lub bardziej czytelnych. Andrzej Turczyński jest zapewne miłośnikiem malarstwa, gdyż opisy miasteczka przywołują odległe echa malarstwa z epoki. Także w iście fantastycznych podróżach w głąb obrazu, które pojawiają się na kartach książki.
Książka nie jest łatwa w odbiorze, także w warstwie językowej. Barokowe zdania wielokrotnie złożone zdają się pochodzić z innego świata, co zresztą poniekąd jest prawdą. Słowa w tych zdaniach nanizane jak perły, tworzą wielopoziomowe labirynty znaczeń. Łatwo się w nich zagubić, lecz dużą satysfakcję przynosi ich pokonanie. Język nie zawsze jest piękny, czy może inaczej – nie zawsze opisuje estetyczne obiekty, zagłębiamy się bowiem poprzez niego w ociekające brudem zaułki miasta i nierzadko dosadne epitety. A potem znów wznosi się strzelistym aktem ku metafizyce.
Tym, co wyróżnia naprawdę dobre książki, jest ich umiejętność wyrywania czytelników z powszedniości, każąca odwiesić na kołek codzienne dylematy. Książka jako wehikuł wyobraźni – zdaje się, że tak to bywa określane.
Koncert muzyki dawnej jest właśnie takim wehikułem, dzięki mistrzowsko prowadzonej narracji przenosimy się w czasie i przestrzeni. Dla wszystkich, którzy lubią podobne podróże, a nie boją się labiryntów, warto tę książkę polecić.
Krzysztof Maciejewski
Andrzej Turczyński
Koncert muzyki dawnej –
http://www.wforma.eu/157,koncert-muzyki-dawnej.html