copyright ©
Latarnia Morska 2010
Wiesław Szymański (rocznik 1957, ur. w Białymstoku) – poeta, dramaturg, felietonista, autor słuchowisk radiowych. Laureat Ogólnopolskiego Konkursu na Słuchowisko Radiowe „Nad Odrą i Bałtykiem” (Szczecin 1998), którego słuchowisko poetyckie „Madonna w gazetę zawinięta” (zrealizowane na podstawie wierszy z tomu
Icones barbarae) znalazło się w finale IX Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji „Dwa Teatry” (Sopot 2009). Wydał m. in. tomy wierszy
Witraż Wileński (1994),
Dzień nie odchodzi, noc nie chce przyjść (1997),
Niska 13B (2001),
Miejsca (2006), także
I po balu. Słuchowiska radiowe (2000) oraz
Mam do powiedzenia. Wybór felietonów radiowych (2005). A teraz przedmiotem naszego zainteresowania jest świeżo wydany tom prozy
Skrawki.
Książkę opublikowało szczecińskie wydawnictwo Forma w ramach serii „Piętnastka” (nazwa od fizycznego formatu 15 na 15 centymetrów).
Nazwałam rzecz tomem prozy, jednak czysta proza to nie jest. Mamy tu raczej do czynienia ze skrzyżowaniem form: diariusza, eseju, felietonu, minireportażu, wreszcie prozy właśnie. W proporcjach trudnych do ustalenia. Lecz nie jest to w tym przypadku aż tak istotne. Ważnym jest pytanie: czy
Skrawki się czyta? Czy pociągają, nie przynudzają? A odpowiedź będzie brzmiała: nie przynudzają, zaś pociągają niewątpliwie. Postaram się to uzasadnić.
Książka zawiera trzydzieści jeden miniatur, opatrzonych podtytułem „Styczeń – grudzień”. Bowiem przedstawiane historie (też reminiscencje, refleksje, literackie „wycieczki” i komentarze) osadzone są w ramach jednego roku: konkretnie roku 2000. Mamy tu antypody, gdy idzie o klimaty i tematy. Z jednej strony „wiejskość”, z drugiej „miejskość”.
Umowne określenie „wiejskość” wiązać należy w przypadku
Skrawków z naturalnym rytmem przyrody, z krajobrazami granicznej Świsłoczy (cóż za poetycka nazwa!) – która to rzeka (tuż przy Białorusi), jak się zdaje, podobnie jak i krajobraz (a też ludzie tam pomieszkujący) są dla autora azylem, miejscem wykluczenia rytmów nerwowych. Ma tam swój sielski dom, ma przyjaciół w zbliżony sposób reagujących na otaczającą rzeczywistość. To konkrety namacalne, przyjazne duszy człowieka, pozwalające znaleźć czas na refleksję i zadziwienie majestatyczną niezmiennością natury.
Natomiast mówiąc o „miejskości” mam na myśli ruch, konwulsje rytmu życia, ustawiczną pogoń za ułudą prób ogarnięcia istoty istnienia za pomocą narzędzi cywilizacyjnych. To rejony sprzecznych idei, „technologicznych” dziur, utarczek, duchowego i umysłowego chaosu. Ów chaos różne miewa twarze i rozmaite umocowania. Dotyka różnych dziedzin. Zaś domeną autora jest szeroko pojęta kultura, w tym przypadku szczególnie mocno dotykająca literatury, jej przedstawicieli. Pełno tu postaci znaczących tej „branży” (m.in. Seamus Heaney, Anna Kamieńska, Ewa Lipska, Wiktor Woroszylski, Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński, Wisława Szymborska, Jerzy Giedroyć), ocierających się o siebie konotacjami i cytacjami. To wszystko w odniesieniu do tamtego czasu, sprzed dekady, na tle społecznych i politycznych przeciąganek.
Czyli, co widać, życie okrakiem siedzące na dwóch światach – jakże często się wykluczających. To sama w sobie ciekawa perspektywa: owe zderzenie tych dwóch rzeczywistości. Perspektywa widzenia (psychologicznie i filozoficzne) skazana na „rozdarcie”.
Dużą zaletą tej książki jest jej spoistość i zwięzłość (tak językowa, jak i konstrukcyjna). Zdaje się, że W. Szymański mocno wziął sobie do serca opinię przytoczoną w utworze „Różewicz mówi”. Cóż, będzie to teraz dosłowny cytat cytatu (o, siło wsobna literatury! – chciałoby się w tym momencie zawołać). „Kazimierz Orłoś w tekście
Kilka uwag o pisaniu: Nie o to chodzi, aby za pomocą jak największej liczby słów wyrazić jak najwięcej. Inaczej rzecz ujmując – aby jak najwięcej opowiedzieć, dopowiadając od siebie jak najmniej”.
Kolejnym wyróżnikiem jest narracja trzecioosobowa. Nieczęsty to zabieg w krajowej literaturze współczesnej. Autor mówi o sobie per „on”, tworząc dzięki temu dystans do siebie. Jednak z pewną różnicą, gdy uwzględnimy definicje z zakresu teorii literatury. Wedle niej bowiem narrator nie należy do świata przedstawianego i jest opowiadaczem wszechwiedzącym. Tu natomiast, w
Skrawkach, narrator w opowiadanym świecie przebywa, nie znając uczuć oraz myśli bohaterów. Zatem sugerowany (tak ustawioną narracją) obiektywizm wobec świata realizuje się trochę inaczej.
Teraz o zauważalnej rysie, przynajmniej dla mnie widocznej. Książka, jak wspomniałam na początku, jest pociągająca, czyta się dobrze. Posiada wszelkie walory dziełka dobrze skrojonego. Jednak niepokoi momentami za mocno eksponowane pragnienie bycia tu i teraz, pragnienie ogarnięcia „spektrum wszystkiego” oraz przesadna nieco tęsknota za uniwersalizacją. Lecz to tylko rysa. I jakież porządne dzieło bez rys się obywa? Zresztą, może się mylę, może mam skrzywione mnogością lektur widzenie?
Warto też wspomnieć na koniec (co ma bezpośredni związek z treścią oraz przesłaniem książki) o oprawie plastycznej, której autorem jest Marek Sobczak. Wewnątrz publikacji znajdziemy trzy grafiki tego artysty, zaś na okładce barwną reprodukcję obrazu „Wieża Babel – Sycylia”.
Wanda Skalska
Wiesław Szymański
Skrawki –
http://wforma.eu/99,skrawki.html