copyright ©
www.papierowemysli.pl 2009
Gdyby sny były książkami, a książki snami – musiałyby być podobne do powieści
Fronasz Miłki O. Malzahn. Jej czytanie przypomina wędrówkę przez oniryczne krajobrazy pełne luster, gdzie równie wiele dzieje się przed oczyma, co w zwierciadlanych odbiciach między wierszami. Prostymi słowami, bez zbędnych ozdobników, a jednak pełnymi liryzmu, Miłka Malzahn prowadzi nas w swój eteryczny świat, w którym nie możemy być pewni niczego poza zaskoczeniem.
Ta gęsta od znaczeń książka zaczyna się bardzo… prozaicznie. Poznajemy dwóch mężczyzn zajmujących się przewożeniem różnego rodzaju nielegalnych ładunków na zlecenie tajemniczego mocodawcy. Tym razem Fronasz i Martyniec transportują zwłoki, które mają stać się elementem tajemniczego dzieła sztuki. Niebawem okaże się, że to dopiero pierwsze z coraz bardziej dziwnych zadań, jakie obaj kurierzy będą musieli wykonać. Ale to nastąpi dopiero za chwilę, bo teraz zapadła noc, ciężarówka z martwym ładunkiem i przerażonym kierowcą przemierza opustoszałą drogę, zaś Fronasz i Martyniec prowadzą prosty, męski, hemingwayowski w zasadzie dialog.
It’s a Man's Man's Man's Word – w płytotece pamięci czytelnika natychmiast zaczyna rozbrzmiewać głos Jamesa Browna. I tak, jak w piosence ten męski świat byłby niczym bez kobiety lub dziewczyny... Bo zleceniodawcą i jednocześnie fascynacją Fronasza jest tajemnicza Chief.
W pewnym uproszczeniu (a czy mówiąc o jakiejkolwiek książce można uniknąć uproszczeń)
Fronasz traktuje o sztuce i miłości. Bo właśnie wokół tych dwóch elementów obraca się oś akcji. Dochodzi do tego pośrednio element trzeci, który dopełnia geometrycznie trójkąt – jest nim obecność Boga, czy może Stwórcy (Twórcy?). Czy tajemniczy Tancerz z niewidzialnej wioski jest wcieleniem najwyższego Bytu? A może wręcz przeciwnie – to sam Szatan ukryty za maską pięknie poruszającego się mężczyzny? Czytelnik sam musi udzielić odpowiedzi na to pytanie. Autorka nie sugeruje niczego, co więcej, dopuszcza prawdziwość każdego wariantu.
W każdym porównaniu, podobnie jak i w każdym omówieniu, kryje się fałsz. A jednak trudno mi uciec przed skojarzeniami z prozą genialnego włoskiego pisarza Italo Calvino. Może to tylko i wyłącznie moja aberracja literacka, a może jednak jakiś ślad podobnej wrażliwości? Być może w tej niedookreśloności tkwi największa zaleta tej książki – bo oto czytając
Fronasza jednocześnie sami piszemy w myślach alternatywną powieść, która dostarcza nam takich odpowiedzi, jakich nam najbardziej brakuje. Dla jednych losy Fronasza i Chief stanowić będą więc potwierdzenie ich stereotypowego patrzenia na świat, w którym prawdziwa miłość przegrywa w obliczu rozświetlonego blichtru. Inni być może zauważą, że to klasyczny romans i rodzaj dygresji na temat potęgi miłości pokonującej tęsknotę. Autorka z wdziękiem zauważa w notce zamieszczonej na końcu książki,
że każde odczytanie Fronasza uważa za prawdopodobnie słuszne. I ten apokryficzny charakter powieści pozostawia nas w oszołomieniu. Ale w końcu, jak zauważył kiedyś pewien znany pisarz – nie jest łatwo odróżnić Tancerza od Tańca.
Krzysztof Maciejewski
Miłka O. Malzahn
Fronasz –
http://www.wforma.eu/42,fronasz.html