copyright ©
www.piotrwiktor.blox.pl 2011
kilof siekiera / wiktoria klera – finałowy dystych zbiorku powstały, jak sugeruje poetka „na użytek publiczny” natrętne brzęczy w pamięci długo po jego zamknięciu. Próbuje zdominować wszystkie wrażenia gromadzące się wokoło tej książki. Z oczywistą szkodą dla pozostałych testów nacechowanych rozmyślną antyliterackością, najdalej stroniących od konwencji i objawów wyrafinowania. Stronią zaś tak uparcie, że w pewnej chwili budzą we mnie podejrzenia, czy aby brzydota nie przeszła tu w manierę, przepraszam, w anty-manierę. Bycie anty- bardziej pociąga autorkę niźli jakakolwiek afirmacja. Podobnie jak ponure wieszczby („Hymn katastrofisty”) tudzież małe lub większe końce świata przedstawiane zwięźle i efektownie. Klera pisze szybko, jak gdyby w obawie, że utrwalane obserwacje zbytnio się upoetyzują, stracą swoje ostrze, zmiękną. Wyraźnie zirytowana na rzeczywistość, dokucza jej jak może, dopiekając przy okazji całkiem niewinnemu czytelnikowi propozycjami w rodzaju:
na ulicy mojego imienia / proszę wybudować miejski szalet / (ponieważ leję na wszystko / a istota życia / zawiera się w kale) („Trójkąt”).
Dykcja opryskliwa, z której poetka usiłuje uczynić swój znak rozpoznawczy, sprawia, że łatwo przeoczyć jej główny atut – umiejętność rozwijania przygodnych sytuacji lirycznych, w bardzo spójne znaczeniowo, celnie zmetaforyzowane komunikaty (por. „ZOO”, „3D”, „21 to nie 23”) lub w odrealnione wizje („El Fraude”) albo w dowcipne językowe gry („Święta święta”). Trzeba sporo dobrej woli, aby zauważyć, że debiut Klery opowiada również o formowaniu się „ja” jako formy życia, pełnowymiarowej persony, poszukującej modus vivendi z miastem
skąd w każdą stronę / jest pod górę. Daną sobie szczecińską przestrzeń potrafi objąć ze wzruszającą czułością – jak w wierszu „Miasto matka”, wyjaśniając mało przekonanym:
wszystko mieści się w mieście / matki kochają / nawet zidiociałych synów.
(...)
Piotr Wiktor Lorkowski
Wiktoria Klera
Szczecin unplugged –
http://wforma.eu/161,szczecin-unplugged.html