Może należało zacząć od tego, że Proust dzisiejsze Lauriston, 74 odwiedzał, i to z wyraźną i przyjemną dla siebie i pozostałych chęcią, dwa lata temu pracowałem więc nad korektą „Niemożliwości Piety” w miejscu przebywania Prousta, o czym w 2021 roku, mimo istnienia tablicy na parterze CSAPS, więc Centre Scientifique de l’Académie Polonaise des Sciences, jeszcze nie miałem pojęcia. Wstrząsnęło mnie to, nie ukrywam, i wzruszyło – w Pałacu Markiza de Clermont-Tonnerre’a, tak uwielbianym przez pisarza – kładłem ostatnie rzuty debiutanckiej powieści, w pałacu, o którym Proust miał powiedzieć w 1908 roku, że „Trianon, Vezelay ne sont que des baraques quand lesprit les compare au Palais Lauriston” („Trianon, Vezelay o tyle są koszarami, o ile porównuje się je do Pałacu Lauriston”). Więc Polska Akademia Nauk w Paryżu jest proustowska, proustowska „sui generis, sui naturalis”. Mało tego jeszcze, jestem tu właśnie dziś – w dniu polskiej premiery „Niemożliwości Piety”. Zaraz po pożegnalnej conradystycznej kolacji ruszę w kierunku Jean de la Fontaine, gdzie Proust przyszedł na świat. Kilkanaście minut temu skończył się seans znakomitego „African Apocalypse” Roba Lemkina, z którym rozmawiałem o Kieślowskim i Kenie Loachu – otóż, Lemkin nie ceni Loacha tak, jak cenił Kieślowski – wyjątkiem jest Loach wczesny, Loach swoich największych moralitetów jest dla Lemkina „too sentimental” – jak się wyraził. W „African Apocalypse” dosyć zdumiony dostrzegłem echa „Bildungsroman” przetworzonego na potrzeby dokumentu – chodziło mi, oczywiście, o historię młodego Femi Nylandera, który wraca do Nigru również po to, ażeby zrozumieć samego siebie – ale Lemkin był wyraźnie zadowolony z mojego nieoczywistego spostrzeżenia.
Jean de la Fountaine 96. Na miejsce narodzin Prousta docieram około dwadzieścia po dziewiątej wieczorem 29 września. Naturalnie, pamiętam, że rzeczywiste „maison natale de Marcel Proust”, a więc mieszkanie jego wuja, Louisa Weila, zostało zburzone w 1896 roku, obcuję więc z realnym miejscem, ale symboliczną jego zabudową, mimo wszystko dotykam dłonią murów i krat, przejęty nawet tą nieskłamaną nieidentycznością. Jak niezliczoną ilość razy w moich podróżach po Europie miało to miejsce (ale działo się tak nawet w Izraelu, w którym byłem w lutym 2023), Proust wiąże się z Conradem w uścisku tak szczelnym, że – prawdę powiedziawszy – kuriozalnym, przynajmniej dla Polaka. W promieniu ledwie 400 metrów od domu Louisa Weila i punktu przyjścia na świat Marcela Prousta odnajduję Av. Leopold II – wystarczy pokonać niewielką odległość góra połowy kilometra od Maison de Balzac na Raynouard 47 i jest się na właściwym skrzyżowaniu: Av. Leopold II rozciąga się (można tak powiedzieć) w połowie drogi między ostatnim mieszkaniem Balzaca (dzisiaj – muzeum „Komedii ludzkiej”) a pierwszym (w znaczeniu pierwotnym, „prymitywizowanym”, bowiem natalistycznym) mieszkaniem Prousta – tak samo Afryka kładzie się dla żeglarzy cieniem – „des ruines” – zwaliska pomiędzy Oceanami Indyjskim a Atlantyckim, Niger zaś, portretowany ostatnio w Europie przez Lemkina – zwaliska – „l’ombre des ruines” – między Nigerią a Algerią.
© Karol Samsel