GOSTKOWSKI STANISŁAW (1948-2000). Tytuł książki, któremu czytelnik poezji nie może się oprzeć. Gostkowski zresztą wyczarował więcej takich tytułów („Nie chowajcie mnie żyjącego”), co nie jest obojętne dla kogoś, kto przebrnął przez rozmaite lwowskie „Pierwiosnki”.
Muszę zrezygnować z wielu wierszy Stanisława Gostkowskiego („Człowiek konający o czwartej nad ranem”, „Wampir”, „Obłęd”), bo upatrzyłem sobie poemat poświęcony matce: „widzisz / stoimy przy Tobie wszyscy / jest ojciec Twój mąż najczulszy / jestem ja wyskrobek najmłodszy / dalej stoi Janek Henio Józio / Twoi synowie / jak dęby rozłożyste / byłaś z nich taka dumna / kiedy paczki z jajkami głęboko / zakopanymi w sieczce wysyłałaś na studia / a słonina jak pachniała / no i te pieniądze / które po cichu podkradałaś ojcu / żeby nam było dobrze / żebyśmy mieli na kino i znaczki / pocztowe / brak tylko Stefana / ale i on za chwil kilka będzie / mieszka na wsi / posłano po niego / (...)”.
Nie znałem dotychczas Gostkowskiego, nie czytałem poematu „Zostawiłaś mi tylko ten uśmiech”. Sięgam więc po następny fragment, mimo że utwór budzi zastrzeżenia: „teraz / kiedy już leżysz / na samym dnie dębowym / kiedy odłożono liny kiedy mam rzucić / garść piachu widzę Twoją twarz uśmiechniętą / słyszę słowa wypowiadane dobrocią / zobacz Stachu / dziecko moje drogie / jak skowronki wzbijają się wysoko w niebo / będzie urodzaj w tym roku i chrabąszcze / tak nisko latają aż się serce / człowieka raduje / aż się chce żyć na tym świecie / tak Matko”.
W przypadku Stanisława Gostkowskiego zdarzają się strofy, które nie powinny były wejść do poematu („całuję Twoje czoło delikatnie / jakbym chciał zebrać strzępy Twego uśmiechu / jakbym chciał usłyszeć Twój głos / łkam”). To jest oczywiście moje zdanie, że poeta gubi się pośród lamentacji, choć jednocześnie porusza mnie prostota synowskich wyznań. I to tych mocno nieporadnych:
milczysz patrzę na twoją głowę siwiuteńką
leżysz spokojnie jak łania
jak gołębica
nie słychać w twoich ustach
skargi
jesteś królową całuję Twoje piwne
oczy
Gdzie indziej Gostkowski jest jeszcze bardziej nieporadny („żyły / delicje mej zboczonej / wyobraźni”). Zwłaszcza kiedy komunikuje o „zboczeńcach z połamanym piórem”. Udźwignijmy więc ostatni fragment. W końcu o „zboczeńców z połamanym piórem” nie jest łatwo w naszej poezji: „musisz mieć dużo odwagi chłopcze / bluźniąc samemu Bogu / w tak młodym wieku rozbierać się / publicznie na kartach papieru / co ci z tego przyjdzie / komu pomożesz / kogo ocalisz / to jest tak jakby mysz płakała / a szczur drapał / przecież wszyscy wiemy / że od kilku lat jesteś zwyczajnym trupem / że z każdym dniem zakopujesz się / coraz głębiej / przypatrz się dobrze / ilu takich było przed tobą / samobójców zboczeńców z połamanym piórem / (...)”.
Stanisław Gostkowski: „Śmierć ma słodki zapach”. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1989, s. 69
[21 XI 2009]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki