27.11.17 Łódź
Moje miasto długo czekało na kolejnego literackiego noblistę, bo aż dwadzieścia lat, tyle bowiem mniej więcej czasu minęło od wizyty w Łodzi Czesława Miłosza. Teraz nadzwyczajnym gościem jest Herta Müller, która wczoraj występowała wspólnie z Olgą Tokarczuk w Hali Expo w ramach XI Festiwalu Puls Literatury, a dziś przybyła do nowoczesnego gmachu Wydziału Filologicznego UŁ. Przestronna, duża aula wypełniona jest po brzegi, głównie przez studentów i pracowników naukowych, dla wielu zaś osób zabrakło miejsc, więc siedli oni na schodach.
Po oficjalnych powitaniach prof. Krystyna Pietrych podkreśla, że na twórczość autorki „Sercątka” wpłynęła jej biografia – życie w małej rumuńskiej wiosce w czasach komunistycznej dyktatury jako przedstawicielka mniejszości niemieckiej, a także wojenne losy ojca, który był żołnierzem Waffen-SS. W 1987 r. pisarka wyemigrowała do Berlina Zachodniego, a w 2009 r. została laureatką literackiej Nagrody Nobla. Jednak w wolnym świecie nadal nosi w sobie Rumunię Ceauşescu i stale szuka języka, jakim mogłaby opisać czasy totalitaryzmu (wypracowała swoją specyficzną dykcję magicznego realizmu). – Te słowa ranią – kończy Pietrych.
Na proscenium pojawia się teraz drobna kobieta, Herta Müller, oraz prowadząca z nią spotkanie literaturoznawczyni, dr hab. Gudrun Heidemann. Obie są ubrane na czarno, a rozmowa toczy się wokół spraw poważnych. Noblistka mówi szeroko i sugestywnie o totalitaryzmach i dyktaturze, faszyzmie i nazizmie, komunizmie i socjalizmie, wojnie i deportacjach, roli mężczyzn i kobiet, Rumunii i Niemczech, o swojej sytuacji między językiem rumuńskim a niemieckim, o ideologii i cenzurze, o kontroli długości włosów w szkole, o wolności i pięknie. Nie może również zabraknąć uwag o języku, pisaniu, warsztacie i literaturze, a nawet o sztuce kolażu, którą HM uprawia. Pytania z sali dotyczą głównie spraw okołopolitycznych oraz okołoliterackich (np. tłumaczeń książek pisarki; tego, czy zamierza pisać dzienniki itp.).
Muszę się usprawiedliwić z tego, że te zapiski z dzisiejszego spotkania są jedynie ogólne i wrażeniowe, bo (niestety) nie wziąłem przy wejściu słuchawek z tłumaczem, a mój niemiecki jest mocno kulawy. Mam jednak nadzieję, że braki nadrobię podczas lektury powieści Herty Müller. Czekają już w kolejce: „Huśtawka oddechu”, „Dziś wolałabym siebie nie spotkać” oraz „Lis już wtedy był myśliwym”. A więc do dzieła!
© Marek Czuku