copyright ©
www.psychosonda.pl 2013
Paweł Orzeł oraz szczecińskie wydawnictwo Forma oferują zrodzone w pocie, bólu i cierpieniu, przemyślane, choć kosmicznie poplątane „Cudzesłowa”.
O czymś
Pozycja, jaką otrzymujemy, jest tyle samo logiczna, co dziwna, magiczna i nieogarnięta. Jest to książka, a właściwie zbiór cytatów, o czymś. O czym dokładnie? Chyba o życiu, choć może bardziej o śmierci, a może wcale nie o tym. Stanowią one (te cytaty) ponad połowę dzieła, a do tego są zupełnie nieopisane, właściwie bezpańskie. Żeby było zabawniej, trudniej i zagadkowo.
Ktoś mądry i oczytany pewnie wyłapie skąd pochodzi chociaż cząstka tychże, a może także dlaczego akurat zostały użyte w ten, a nie inny sposób. To jednak tylko część gry. Szczegółów zdradzał nie będę, bo i każdy powinien pobawić się na własną rękę. Nie ułożę tej układanki z trzech powodów: po pierwsze sam autor nie chciałby pewnie, aby jego książka została rozszyfrowana publicznie, gdyż król ostałby się nagi. Drugi powód (prozaiczny) – cytatów jest tak dużo, że ja (nieoczytany dyletant) nie wyłapię najpewniej pochodzenia nawet ćwierci z nich. No nic, Herkulesem nie zostanę, ani nawet Syzyfem, póki co. Trzeci (najważniejszy) powód: nie o to chodzi, żeby złapać króliczka.
Delektowanie się całością
Jest to jednak coś więcej, niż książeczka, po którą sięga się w dowolnym momencie, dla poprawy nastroju, albo też w celu wyszukania pasującego do sytuacji aforyzmu, przysłowia. O nie, tu chodzi przede wszystkim o delektowanie się całością, którą autor misternie sklecił, chociaż… ale o tym później. Pochłania się ją w przyjemnie szybkim tempie, z uwagi na lekką formę (choć delikatnie już cięższą, bardziej wymagającą treść). Autor, choć (jak sam podkreśla) proces powstawania książki do łatwych nie należał, serwuje nam niezłą zabawę słowem, kontrastem, metaforą, różnorodnym (oczywiście wyjętym z kontekstu) cytatem. Niczym serią z karabinu maszynowego, zostajemy trafieni kanonadą różności – sytuacji, przemyśleń, wspomnień, przypuszczeń, obaw, lęków itd. Odwieczną zawartość przeżuwa się więc dość sprawnie, choć nie jest to hamburger z podrzędnego baru szybkiej obsługi. Raczej dość interesujące danie z drogiej, choć swojskiej restauracji, które jeszcze przed chwilą chodziło sobie wesoło (na naszych oczach), by stać się nieoczekiwanie głównym posiłkiem dzisiejszego wieczoru. Choć tak naprawdę jesteśmy tu gośćmi, to nie my je wybieramy, przyprawiamy, nie my dodajemy przystawki, napoje serwują nam w ciemno. Dodatkowo na oczach zawiązaną mamy przepaskę, byśmy jedynie domyślali się, co zaserwowano nam tym razem, a przy tym w pełni używali właściwych do okoliczności zmysłów. Zabawa się rozpoczyna.
Proces
Jak zapewnia nas autor, treść książki jest niezwykle starannie dobrana. Nie może być mowy o przypadku, nawet jeśli ktoś odniósłby takie wrażenie. Podczas lektury jednak ukazuje się na naszych oczach cały misterny proces, rozterki autora i bóle egzystencjalne przy tworzeni całości, niczym w trakcie długiego i wykańczającego porodu. Ujawnia się chęć dotarcia do jakiegoś momentu, punktu. Gdzieś, gdzie powinno chcieć się być, ale właściwie nie do końca wiadomo dlaczego (i po co). Są to codzienne nasze problemy, które stają się problemami wiecznymi. Dalekie i bliskie za razem. Droga obrana przez nas, nie do końca jednak z naszej woli rozpoczęta. Po prostu tak się złożyło. To „coś”, co stanowi na dobrą sprawę esencję życia, a co właśnie odnaleźć możemy w „Cudzysłowach”.
Oczywiście – nie do końca wiemy, które zdania można przypisać autorowi, które jedynie/aż przepisał na karty tej pozycji i zestawił ze sobą, lecz niewątpliwie jest w tej całości jakiś klimat. Nieco przyciężkawy, z dużo dozą gorzkiej ironii, choć w formie interesującej i przyjaznej czytelnikowi. Atmosfera, którą możemy przyrównać do tej, jaka towarzyszy bohaterowi Marka Koterskiego, Adasiowi Miauczyńskiemu, a przecież są to tak bliskie nam sytuacje, myśli słowa, gesty. Bo oczywiście o nas samych tu chodzi. Z tej perspektywy jest to pozycja bardzo osobista i uniwersalna zarazem. Skądś przecież znamy to wszystko od dosyć dawna. Nawet jeśli nie zawsze może zdajemy sobie z tego sprawę, to gdzieś w środku jesteśmy w stanie to wyczuwać. No tak, przecież to nasze codzienne, niby przerysowane, ale w dalszym jednak ciągu ż y c i e (głównie to wewnętrzne, nieuświadomione, podskórne).
Koło ratunkowe
I choć wspomniałem, że jest to lektura do przeczytania od deski do deski (bo oczywiście jest, co można uczynić i w parę godzin), to mimo wszystko… Mimo wszystko postawiona na półkę, może służyć jako pewnego rodzaju koło ratunkowe. Gdy zatracimy potrzebę głębszej refleksji, w całym naszym zabieganiu możemy chwycić „Cudzesłowa”, otworzyć na dowolnej stronie i sprawić, by przeczytany fragment nabrał zupełnie nowego znaczenia. Ta książka nie ma fabuły, którą można opowiedzieć w trzech zdaniach, dlatego też każdy fragment czytany oddzielnie staje się czymś zupełnie nowym, a to, do czego dojdzie nasz umysł, zależy zarówno od miejsca, czasu, okoliczności, stanu naszego ducha, warunków atmosferycznych, ustawienia planet i pewnie mnóstwa innych czynników. Może ktoś pokusi się nawet o znalezienia własnego, jedynego klucza, który otworzy jemu tylko znane drzwiczki i przeniesie w rejony, o których ja nawet nie pomyślałem podczas pierwszej (jak na razie) lektury? Po prostu i zwyczajnie – zachęcam.
Wojtek Flajszer
Paweł Orzeł
Cudzesłowa –
http://www.wforma.eu/91,cudzeslowa.html