copyright ©
www.radio.bialystok.pl/ksiazki/czytamy 2010
Fronasz Miłki Malzahn, z zaciekawiającej serii „Kwadrat” /której pierwsza litera nazwy pisana jest przez lustrzane odbicie/, to nietypowe wyzwanie czytelnicze. Dla mnie – realistki z genotypu, marzycielki z wyboru – taka powieść z ulotnymi hepeningowo-wizjonerskimi fragmentami to intrygująca zachęta do spróbowania „jak to smakuje”. Kusi też
2008. Antologia współczesnych polskich opowiadań zapowiadana na okładkach
Fronasza, też z tej serii. Ale po tę książkę sięgnę następnym razem.
Spójna z klimatem narracji jest oprawa wizualna
Fronasza – rozmyte, czarno-białe fotografie. Powieść obfituje w dialogi /przynajmniej na początku/, często nieskrępowane konwenansami. Dopowiedzenia w nawiasach, doprawione przewrotnym humorem, to dla mnie ciekawostka pisarska M.M.
Słowo o postaciach. Martyniec i tytułowy Fronasz, którzy „poświęcanie wygód dla spraw niewygodnych mieli w jednym palcu, a w drugim – sporo szczęścia”. To spółka do spraw specjalnych, która nie wahała się otrzymywać ekscentryczne zlecenia /”z udziałem tych, którym sława ...miesza we łbach”/. Ostatnio otrzymali zlecenie przewożenia ludzkich zwłok, by dalej ...artyści przekształcali je w dzieła sztuki. Fronasz motywował kumpla tymi słowami: „Sztuka, dzieciaku... żadne morderstwa. Anonimowi dawcy do formaliny, będzie z tego dzieło sławne”. W ciekawej scenie przewożenia nietypowego ładunku pobrzmiewały rozmowy, toczone półgębkiem językiem prostym, czasem bardzo uproszczonym, bogatym w wulgaryzmy, z przywoływaniem myślowych „gotowców”. Zaskakiwały one tematami, dotknięciem nazywania takich ważnych pojęć jak: Sztuka i Śmierć. Przewoźnicy posiłkowali się wiedzą im dostarczoną, podpowiedzianą, z ulotki, z której czerpali treści filozoficzne, przy tym bardzo aktualne. Gdzieś w tych rozmowach w szoferce, mocowali się ze swoimi etycznymi wątpliwościami, szukali wyjaśnień „nieconocności” zlecenia, zastanawiali się nad zmianą zawodowej taktyki, która nie obciążałaby ich roztrojami i rozterkami. A przy tym przywołana została... śmierć, współcześnie strącona ze swej pozycji, wypłukana ze swej esencji. Sztuka, jak najprawdziwsza z przyjaciółek, miałaby nasycić Śmierć formą i treścią. Ponownie ubrać ją w strojną szatę. Nadać należne jej znaczenie. Tak to sobie filozoficznie dywagowała z Fronaszem i Martyńcem oraz ze mną czytelniczką Szanowna M.M.
Niezbyt skomplikowani bohaterowie – Fronasz i Martyniec – stanęli twarzą w twarz z tym co skomplikowane. A ja wraz z nimi zanurzyłam się w akcji, początkowo wydawać by się mogło, że w akcji wartkiego kryminału. Dalej jednak, momentami jedynie w realistycznej aurze. Dominująco i przejmująco zaś, w konwencji „z innego świata”, „z innymi bohaterami”.
Poznałam Olafę – poszukującą artystkę – opowiedziała mi bajkę, nie-bajkę obfitującą w metafizyczne treści. Udzieliły mi się jej lęk, rozedrganie, przejęcie. Olafa opisuje swe przeżycia po dotarciu do tajemniczej wioski. Innej niż wszystkie. Jakby nierealistycznej, z zaznaczoną sylwetką Tancerza po mistrzowsku prezentującego swoje możliwości. Hipnotyzującego swoją ekspresją ruchową. Mieszkańcy tej osady zostali zastani w swych charakterystycznych pozach /mężczyźni siedzący przed domami/ bądź mijani, w ciągu swych energicznych albo powolnych ruchów /kobiety tej wioski/. Tambylcy bezsłownie pozdrawiali gościa /Olafę/. Wyczuwało się aurę niecodzienności, nietypowości tego miejsca i zdarzeń. Ciąg ruchów, spojrzeń, gestów tambylców i Olafy sprowokował ciąg „wielomyśleń”, wieloznaczeń wydających się jawić w tych komunikatach.
Mam przeczucie, że wokół opowiadania artystki Olafy „Dowód na istnienie artystki” zbudowana jest ta powieść. W swoich poszukiwaniach artystka Olafa dotknęła mistyki rytuału, odważnie stanęła twarzą w twarz z tym co niepokojące, intrygujące. Wreszcie... odkryła tajemnicę. Poznała prawdziwy sens działań Tancerza i jego kręgu. Za sprawą nieprzewidywalnej pisarki Olafa uczestniczyła w misterium przetapiania materii, co póki nienazwane nie wywołało potrzeby odwrotu, ucieczki. Nazwane, uruchomiło działania oczyszczające z nadmiaru wiedzy o rzeczywistym celu rytuału.
Kilka kartek powieści dalej pisarka znów przywołała – dla równowagi i kontrastu – „pełnokrwistych” bohaterów, z ich cielesnymi zachciankami: smakowicie pachnącym jedzeniem, ciepłą myślą o bliskiej kobiecie.
Byłam na moment znów tu i teraz, po powrocie z krainy oswajania śmierci. M.M. nie zaoferowała nam łatwego tekstu. Dalej jest kilka wątków, które można byłoby czytać i czytać, próbując wraz z bohaterami zastanawiać się, w którym świecie jesteśmy – tym dotykalnym czy w świecie nienazwanym – przyszłym czy przeszłym. Momentami M.M. opisuje z liryzmem codzienność, jest to jednak tylko złudzenie. Pisarka wkracza w ulotne, obfitujące w pojęcia, idee, duchowe przestrzenie niecodzienności, z ich metafizyczną woalką. Fascynujące są literacko przedstawione akty tworzenia dzieł sztuki. Pisarka przedstawia opis kreacji rzeźby modelowanej przez artystkę Olafę, ubranej w teatralną szatę, która akt tworzenia swego dzieła poprzedza wstępem słownym. Postać przekonuje, że nadaje rzeźbie Znaczenie. Uduchawia ją. „Masa plastyczna, jak lekka, pięknie ukształtowana megaczaszka, jak czule wyklepana pieczara, o fakturze skóry drogocennego smoka, jak porcelanowe coś, jak muszla, to nie masa – to unikatowa siła”. Podobnie, czcząc proces kreacji - jeszcze w inny sposób M.M. to czyni. Znajdźcie we
Fronaszu te – dotykające każdej zmiany dynamiki tańca – opisy. Zanurzcie się w ich aurę i tajemnicę. Zanurzcie się w NIECODZIENNOŚĆ
Fronasza.
Anna N.
Miłka O. Malzahn
Fronasz –
http://www.wforma.eu/42,fronasz.html