copyright ©
Latarnia Morska 2010
Maciej Wróblewski (rocznik 1968) – ur. w Ełku, mieszka w Toruniu. Prozaik i dramaturg. Wydał opowieści dla dzieci:
Kuba i Jaśnik (2001),
Pojedynek o świetlną koronę (2004),
Tajemnica Li Cwuci (2005). Przynajmniej tyle zechciał autor ujawnić ze swojej – znacznie bogatszej – biografii. Acha, dowiadujemy się jeszcze jednego z informacji biobibliograficznej na okładce. M. Wróblewski był współredaktorem „Przeglądu Artystyczno-Literackiego”, w którym publikował recenzje i cyklicznie ogłaszał „Notatnik Jakuba Blottona”. Teraz Jakub Blotton objawia się ponownie – w świeżo wydanej książce
Historie Jakuba Blottona z widokiem na Toruń. Rzecz opublikowało szczecińskie Wydawnictwo FORMA w obiecująco rozwijającej się serii „Kwadrat”.
Na początku coś, co mnie ujęło – jeszcze przed lekturą tej prozy. Ostatnia strona, gdzie obok herbu województwa kujawsko-pomorskiego pomieszczono notę o kulturze tegoż regionu. Dowiedzieć się z tej notatki możemy, jak dużą wagę tamtejsi włodarze przywiązują do pogłębionej reklamy województwa przez kulturę właśnie. To naprawdę robi wrażenie. W ostatniej części wspomnianej noty przeczytać można:
W tym wrzeniu inicjatyw, pomysłów i często artystycznej prowokacji pojawia się książka Macieja Wróblewskiego „Historie Jakuba Blottona z widokiem na Toruń”, utwór oryginalny, ciekawie skomponowany, w intrygujący sposób łączący różne konwencje literackie, a zarazem niekonwencjonalnie wprowadzający motywy związane z regionem Kujaw i Pomorza. Cieszymy się, że Urząd Marszałkowski mógł wesprzeć finansowo ukazanie się tej książki, która z pewnością przyczyni się do promocji naszego województwa.
„Utwór oryginalny, ciekawie skomponowany, w intrygujący sposób łączący różne konwencje literackie”. Trafiony to opis. Więcej nawet: to utwór niosący autentyczną radość czytania. I to od pierwszych akapitów, gdzie napotykamy sugestywne obrazy podane niebanalnym językiem („plastry lodu”, „jej gniew był ślepy jak kura po zachodzie słońca”, etc.). Aż chciałoby się przywołać w takich miejscach opinię francuskiego powieściopisarza – laureata Nagrody Nobla w 2008 r. – J.M.G. Le Clezia, że
w prozie najważniejsza jest poezja.
Jednak poezja to nie tylko słowa, ale i klimat, tworzona aura. Taką – na poły poetycką, na poły „baśniową” – posiada niewątpliwie część pierwsza książki, nosząca tytuł „Gilotyna” („Gilotyna – ta smukła starucha, która jadowitym jęzorem oplata wielką sprawę”). Rzecz dzieje się w historycznym Toruniu. Jakub Blotton, ambitny młodzian, pierwszy po burmistrzu, szykuje rewoltę (której na koniec – zdradźmy bez uszczerbku dla narracji – sam pada ofiarą). Współuczestnikami planowanego przewrotu są naczelny łaziebny i kilka innych ważnych postaci miasta, którym marzy się przejęcie władzy. Dużo tu krwi, emocji, zdrad oraz wplecionych misternie legend oraz przypowieści. Jest też intrygujący wątek miłosny (Jagensa – to „siła fatalna” Blottona), który dodatkowo komplikuje wydarzenia.
Część druga – niespodziewanie wrzucająca czytelnika w uzus prozy
science-fiction – to „Tamci”. Pojawia się nieokreślona przyszłość. I Strahlenthorn. W nowym wcieleniu Jakub Blotton jest drugim oficerem Stacji Piątej Rejestratora Przebiegu Wizyt Tamtych. Tamci to obca cywilizacja z odległych galaktyk. Sprawa jest złożona (polega między innymi na budowie „urojonych” czy też alternatywnych światów) i doskonale siedząca w siodle konwencji sf. Co prawda mniej uważny odbiorca może się trochę pogubić wśród tych Samowystarczalnych Obszarów Cywilizacyjnych i Centralnych Emiterów Prokreacyjnych, lecz nie ma to w zasadzie większego znaczenia. Ważny tu jest, po odarciu ze sztafażu, portret psychologiczny postaci naczelnej.
I część trzecia – „Małgorzaty”. Dziejąca się współcześnie, konkretnie w okolicach przełomu politycznego (roku 1989). Jakub Blotton dzisiejszy. Zagubiony, niepewny swego, jednak uporczywie poszukujący miłości, która – jak się wydaje – dźwignąć może naszego bohatera wyżej, a też nadać głębszy sens istnieniu. Rozterki i emocje Jakuba Blottona są nam bliskie, bowiem otwierają uniwersalną przestrzeń ludzkich tęsknot oraz marzeń.
Ważne też w tym wszystkim jest i to, by nie gubić z oczu tła. Tu tło jest czymś więcej, niźli tylko tłem. Toruń M. Wróblewskiego (obecny w każdej części tej prozy) jawi się istotnym współuczestnikiem snutych opowieści. Bo i
genius loci rozdaje tu swoje karty.
Triada. Trzy czasy (przeszłość, przyszłość i teraźniejszość) oraz trzy wcielenia Jakuba Blottona, który – niczym Lancelot czy Odys – wędruje drogami kulturowych mitów. Ta wędrówka nie ma kresu. Jest rdzeniem sama dla siebie. Rozmaite postaci rzeczywistości, a jednak – chciałoby się rzec – zjednane.
Co jeszcze skrótowo, nie wkraczając w rejony krytyki analitycznej, można o tej prozie powiedzieć? Urzeka bogactwem „mięsistego” opisu przy nieśpiesznej narracji. Tę prozę daje się smakować, czytać osobno po kawałku, a potem wracać do co smakowitszych. Mnie uwiodła zwłaszcza część pierwsza,
chwacko upichcona, siejąca tajemnicze wonie ludzkich namiętności. Fascynację ożywił także język, momentami trochę frywolny, a jednocześnie posłuszny autorowi. No i erudycja robi wrażenie. Znajdziemy w Historiach... sporo odniesień do dzieł wysokich, w tym do
Apokalipsy, Kawafisa czy
Metafizyki Arystotelesa. Przy czym, co ważne, cytacje owe nie są sztuką dla sztuki, nie służą epatowaniu, lecz stanowią istotny element składowy ukrytych (lub jawnych) przesłań.
Tak, z pełną odpowiedzialnością to mówię. Kto sięgnie po tę prozę, nie pożałuje.
Wanda Skalska
Maciej Wróblewski
Historie Jakuba Blottona z widokiem na Toruń –
http://wforma.eu/112,historie-jakuba-blottona-z-widokiem-na-torun.html