Ustrzyki Górne z 30 kwietnia na 1 maja
Bieszczady to góry historycznie obciążone tragediami ludzkimi. Tu Polacy rzezali Ukraińców. Ukraińcy nas. Łemkom korzenie powykręcali, że kamień na kamieniu się nie ostał. Bieszczady jak Solina – trochę naturalne, trochę sztuczne. Taki karbinadel. Tu nikt nie jest stąd. A szkoda. W przewietrzone ludzkimi tragediami przestrzenie różne rzeczy się pakują – dobre i złe, mądre i głupie. To ciekawe, że dość łatwo wielu młodych się tu osadza i robią sobie przestrzeń swojską, jakby się na tej ziemi oblanej śmietaną rodzili, jakby od oseska ślizgali się tyłkiem po bieszczadzkim smalcu.
Świt bieszczadzki wchodzi biedronkami do naszych okien. Przem przeciera oko, ja też. Jakieś rzężenie za oknem, walenie, trzaskanie. We mnie w środku siedzi przemoc i drzemka. Walka z biedronkami. O pół ósmy realna pobudka. Mycie, kupa, zęby. Siedzimy sobie z biedronkami, Przem wpatrzony w aurę i na zarysy Bieszczadów. Wyciągamy nasze buciory na Bieszczady. Na śmietanę, smalec, masło.
© Maciej Wróblewski