copyright © https://sztukater.pl 2024
„Kawa w samo południe” Łukasza Szopy to zbiór dziesięciu opowiadań osadzonych w powojennych realiach lat dziewięćdziesiątych Bośni i Hercegowiny. Wrażliwość autora – poety i prozaika widoczna jest w formach balansujących na pograniczu reportażu (trafne opisy z obserwacji gehenny ocalałych) oraz lirycznych porównaniach przełamujących brutalny (często) realizm.
Bohaterami swoich historii uczynił Szopa artystów, aktywistów pokojowych, pracowników misji humanitarnych, podróżników i zwyczajnych obywateli. Są to ludzie o dawnym, „chorwackim” pochodzeniu, ale i zagraniczni obserwatorzy.
Tytułowa kawa odnosi się do rytuału kojarzonego z relaksem, odprężeniem, zadumą. Ma zatem symboliczne znaczenie. Jest momentem, w którym centralnym punktem staje się człowiek. Nie polityka i nacjonalistyczne hasła. Takie są zresztą założenia serii „Kwadrat”, według której „literatura musi być czytelna. Literatura musi zmuszać do wysiłku (...) atakuje stereotypy, rewiduje poglądy, wstrząsa przyzwyczajeniami”.
Opowiadania zawarte w zbiorze nie zawsze są klarowne, trafne, głębokie. Chwilami razi ich monotonia, innym razem zastanawia głębia przemyśleń. Łączy je postać narratora, alter ego autora relacjonującego wydarzenia z własnego punktu widzenia, dołączając do opowiadanej historii różnych rozmówców. To komunikacja lub jej brak wyrażony milczeniem jest sednem „Kawy w samo południe”.
Szopa porusza się po bośniackich ulicach, niczym „Ulisses” z kultowej powieści Jamesa Joyce’a przemierzający zaułki Dublina. Sam mieszkał w Bośni dwa lata, redagował lokalne czasopismo literackie. Zżył się z mieszkańcami, wysłuchał ich zwierzeń. Zamienił je w formę, nikogo nie oceniając.
W pierwszym tekście „Schikaneder” (tytuł zaczerpnięty od nazwiska austriackiego dramaturga) rozmowy toczą się wokół sztuki właśnie, a nie traum wojennych: „Wojna i śmierć nie są tematami (...) należą do przeszłości przeszłej”. Ważne są słowa i emocje zatrzymane jak w klatce filmowego kadru „pierwsza chwila obserwacji to jedynie zapełnienie kolorowanki – dopiero potem znane kontury stają się pełne”.
Po słabszym „Bajramie” (święto kończące Ramadan), zaskakująca Babcia i spotkanie przy parzeniu tureckiej kawy. Sarajewska nestorka mogłaby być polską babcią, z „Chrystusem na ścianie”, lekarstwami na szafce. W „Killerze” znowu powraca wątek picia kawy, zestawiony kontrastowo z wynurzeniami okaleczonego psychicznie byłego żołnierza. „Tolkienowski Mordor” to miejsce, „gdzie zamiast krwiożerczych Orków panują równie dzicy krwiożerczy serbscy Czetnicy”. „Mgła” skupia się ponownie na sztuce zdolnej wymazać „pytania o etniczną czy religijną przynależność”. Granice językowe i bariery międzykulturowe stara się znieść „Tłumaczka z języka niemieckiego”. Pomostem porozumienia staje się tutaj erotyczne napięcie między narratorem a Aidą. „Drums & Poetry” – jak muzyczne instrumenty współgrają z liryką? Jak nawzajem rezonują te dwa światy? Łukasz Szopa marnuje szansę na klarowne, inspirujące wyjaśnienie. Więcej tutaj o kłopotach w podróży. W tekście „Pod włos” autor prześwietla osoby, których styl życia w powojennej Bośni jest inny, niż standardowe oczekiwania. To najdojrzalsze opowiadanie, najbardziej zbliżone do reportażowej formy.
Z kolei „E762” bardzo przypomina motyw przewodni kafkowskiej i orwellowskiej dehumanizacji, sprowadzenia człowieka do numeru w księdze inwentarzowej. Szopa pokazuje jak biurokratyczna machina niszczy indywidualizm i tożsamość kogoś, kto „wie co mówi, wie do kogo mówi, jak i wie o kim”. Ostatnie opowiadanie „Braco” jest jednocześnie ostatnią podróżą bośniacką.
Książkę wzbogacają czarno-białe fotografie. Ich ziarnistość przygnębia, podkreśla pesymistyczne, powojenne szare blokowiska, ruiny okaleczonych budynków i ludzi. Czytelnik czuje się współtowarzyszem zaglądającym w głąb przytoczonych historii.
Inka
Łukasz Szopa Kawa w samo południe. Opowiadania bośniackie – http://www.wforma.eu/29,kawa-w-samo-poludnie-opowiadania-bosniackie.html