copyright © "ProArte" 2014
Najczęściej czytamy od lewej do prawej. Od początku do końca. Od deski do deski. Linia po linii. A co, jeśli przyjdzie nam czytać od góry do dołu? Od widzialnego do niewidzialnego? Między wierszami i między słowami? Co, jeśli się okaże, że świat nie jest płaski? A konkretniej: świat Powiek Zenona Fajfera, które zaskakują wielością możliwych kierunków lektury. Czy nadal można je czytać wyłącznie linearnie? Można. Ale po co, skoro lepiej kuliście.
Powieki, pierwszy tomik wierszy Zenona Fajfera wydany w serii Ilorazy ironii, miały swoją premierę na ubiegłorocznym Poznaniu Poetów. Tego artystę znamy już z takich dzieł jak Dwadzieścia jeden liter, Spoglądając przez ozonową dziurę czy współtworzonych z Katarzyną Bazarnik Oka-leczenia i (O)patrzenia. Jakkolwiek tym razem nie mamy do czynienia z liberaturą, forma tomiku i tak nie jest zwyczajna. Do książki została dołączona płyta CD z hipertekstową wersją Powiek, zrealizowaną przez Olgę Rybacką zgodnie ze scenariuszem poety. Taki opis sygnalizuje istnienie dwóch płaszczyzn, jednak należy pamiętać, że stanowią one integralną całość. Stąd moja zachęta do lektury nie linearnej, a kulistej – całościowej, wielokierunkowej, płynnie przekraczającej granicę papieru i ekranu. Sama konstrukcja Powiek sugeruje nam taki właśnie sposób czytania. Szczególną rolę odgrywa tu, umieszczony na końcu tomiku i nadrukowany na powierzchni płyty, wiersz –n i jego ostatnia strofa: Rano przemeblują / nasze puste mie- [Z. Fajfer, Powieki, Szczecin 2013, s. 58. Wszystkie późniejsze cytaty oraz cytat z tytułu pochodzą z tej edycji]. Elektroniczne Powieki otwiera sylaba kończąca urwane w pół słowo: szkanie. Zatem –n staje się środkiem kuli, przejściem między książką i płytą [Na spotkaniu podczas Poznania Poetów Fajfer powiedział o tym wierszu, że właściwie otwiera on tomik].
Ten sam wiersz pojawia się również w szczelinie. W trakcie lektury elektronicznej dochodzimy do punktu, w którym słowa rozpryskują się, słychać dźwięk tłuczonego szkła, ekran robi się czarny, po czym rozdziera się, ukazując białą szparę, przez którą widać fragmenty –n [Dźwiękiem tłuczonego szkła poeta rozpoczął również swój wieczór autorski zorganizowany w ramach ubiegłorocznego festiwalu Ha!wangarda, podczas którego Powieki świętowały swoją krakowską premierę]. Po naciśnięciu okno znika, szybko jak mrugnięcie. Dla czytelników Dwudziestu jeden liter brzmi to pewnie znajomo. Prowadzi też z powrotem do kuli jako symbolu całości. Tym razem – całej twórczości Fajfera, która w ten czy innym sposób pojawia się w Powiekach, przy czym najprostsze z odwołań to po prostu wplecione w wiersze tytuły [I tak, w Kamerach czytamy: Oglądamy dalej? / Spoglądając przez ozonową dziurę, a w Nekrostychu: Okaleczenia / dzielne Opatrzenie (…). To ostatnie jest też nawiązaniem do treści (O)patrzenia: OkAlEczenIa boskie OpAtRzeNie] czy w całości włączone do tomiku wcześniej wydawane utwory [W elektronicznej wersji Powiek znajduje się poemat SPOD – ten sam, który można przeczytać na umieszczonym w butelce foliogramie. W trakcie spotkania w Krakowie Fajfer zacytował początek tego wiersza, który przy lekturze tomiku nabiera szczególnego znaczenia: Skończone. Powieki opuścić. Jeszcze raz? Z ekranu na inny ekran]. Owo rozdarcie ekranu oraz okładka ze zdjęciem dziury również nawiązują do dorobku poety. Pęknięcia i „dziury” graficzne i metaforyczne odgrywają w nim dużą rolę. Z białymi i czarnymi szczelinami przecinającymi (odpowiednio) czarne i białe strony stykamy się w Oka-leczeniu, w (O)patrzeniu z naderwaniem (rogu okładki) [Co ciekawe, Katarzyna Bazarnik i Zenon Fajfer sami zajmowali się odrywaniem rogów z okładek (O)patrzenia, co zdradzili czytelnikom na spotkaniu W oku/ół liberatury, które odbyło się w 2012 r. w Collegium Maius w Poznaniu], a z dziurą w utworze Fajfera pod znaczącym tytułem Ars poetica II wydanym w czterdziestym (radykalnym) numerze Ha!artu [Zob. Z. Fajfer, Ars poetica II, w: „Ha!art” 2012, nr 40]. Do otworów metaforycznych można zaliczyć okno, spoza którego wyglądamy na świat. To bardzo specyficzna szczelina, w pewien sposób nas ograniczająca, co staje się tym bardziej wyraziste, że zestawione z dwiema nieskończonościami – niebem i morzem (wiersz Niebo). Na płycie zostało to wspaniale przedstawione za pomocą wyodrębnienia słowa „okno” i wprowadzenia podkładu dźwiękowego. Oprócz oka (również ważnego w kontekście całej twórczości Fajfera) pojawiają się zatem i inne zmysły. Nie tylko jako narzędzia odbioru czytelniczego, ale również nazwane i wymienione w wierszach (szczególnie w cyklu Ostrygi i w Antrakcie).
Przejdźmy teraz od szczelin, pęknięć i otworów do innych ważnych linii, tym razem wyimaginowanych, a mianowicie do granic. Tych w Powiekach nie brakuje, w końcu same powieki są pewnego rodzaju granicą. Przede wszystkim pojawiają się słowa widzialne i niewidzialne. Fajfer jest autorem koncepcji emanacjonizmu literackiego, nowej metody twórczej, którą w swoim pierwszym tomiku z powodzeniem stosuje. Rozbudowany poemat zwija się w krótszy wiersz, w jedno zdanie, wreszcie w jeden wyraz lub nawet w pojedynczą literę okazującą się już częścią kolejnego słowa, które znów rozwija się do następnego utworu. Jeśli lekturę tomiku przyrównać do labiryntu, to nasuwa się refleksja, że czytelnik na pewno nie wykpi się tak łatwo jak Tezeusz. Sprawę i ułatwia, i komplikuje istnienie Powiek elektronicznych, ponieważ wiersze same zwijają się i rozwijają, wyręczając czytelnika, ale też otwierają się nowe możliwości interpretacyjne. Jako emanacyjny przykład mogą nam posłużyć trzy wersy rozpoczynające pierwszy wiersz z tomiku:
Maska uwiera zmruż oko
oko puchnie łzawi ach co za
nic ani słowa
Oprócz sfery widzialnego i niewidzialnego współistnieją też ze sobą tradycja reprezentowana przez Muzę i nowoczesna technologia (Monitor). Opozycja (lub symbioza – to już musi rozstrzygnąć czytelnik) starego i nowego przejawia się w samej formie Powiek. Jest też obecna w innych wierszach z tomiku, choćby w Audiencji (symbolizowana przez Zimmermana i Lennona), w Nekrostychu (old neW York) czy w Insomni (klasyczny gatunek eposu i nowe emanacje). Zwrot do muzy jest również grą z tradycyjną inwokacją. To zresztą nie jedyny wiersz, w którym poeta nawiązuje do różnych dzieł, w tym do Biblii i klasyków polskiej literatury. Na przykład zakończenie utworu VIII z pierwszej części tomiku zatytułowanej Sonetrix parafrazuje słowa Kochanowskiego (...muzom a komu innemu), trzecia strofa Obok odważnie podejmuje grę z wieszczem (Wielkich Improwizacji oto nowe e- manacje), w wierszu XIII pojawia się jądro e-ciemności, a w Kamerach wyrasta przed nami malignowy chruśniak. Grą, tym razem z gatunkiem, jest konstrukcja Sonetrixu, zawierającego czternaście utworów, które, zwinięte, tworzą kolejny sonet. W Nekrostychu w nowoczesny sposób została przedstawione romantyczna opozycja serca i rozumu – za pomocą medycznej terminologii (Ekg i EEG). Ponadto ten pierwszy skrót powiązany z sercem rozwija się dowcipnie w wers zawierający część ciała będącą ośrodkiem rozumu: Efekt kwantowy – głowy. Przejścia między na pozór sprzecznymi symbolami są tak płynne, że niekiedy nie sposób postawić wyraźnej granicy.
Czytanie Powiek wydaje się czynnością z góry skazaną na pozostanie w formie niedokonanej. Ale nie żegnaj się z nadzieją ty, który tu wchodzisz, bo chociaż podejmujesz trudne wyzwanie, to jednak nie niemożliwe, a z pewnością fascynujące. Odsłanianie kolejnych warstw tekstu pociąga za sobą stawianie nowych pytań i podejmowanie prób odpowiedzi na nie, które często kończą się tylko pomnożeniem niewiadomych. Czytając Powieki czułam się (i czuję się nadal) jak odkrywca, którego białe plamy na mapie nie tyle smucą, co intrygują i prowokują do dalszej podróży.
Sonia Kmiecik
Zenon Fajfer Powieki – http://www.wforma.eu/282,powieki.html