copyright © https://pisarze.pl 2023
„Życie, nawet przedłużone o jeden dzień, ma sens – bo można zobaczyć inny niż wczoraj wschód słońca, bądź zadzwoni telefon na który się czekało od kilku lat”.
z listu do Urszuli M. Benki z 9 września 2023 roku
Poetka i malarka Uta Przyboś-Christiaens należy do grona tych twórców, którzy swój dorobek literacki i plastyczny traktują na wskroś indywidualnie. Twórczość jest osobistym rewirem, podkreślonym poprzez kreatywne patrzenie na świat. Taka postawa daje wiele swobody i wyznacza imienną przestrzeń dla percepcji twórczej. Stąd wypowiedzi artystyczne i literackie poetki, są podejmowane w wymiarze filozoficznej niszy i dotyczą istoty pogłębionego poznania rzeczywistości.
Uta Przyboś urodziła się w 1956 roku jako córka poety Juliana Przybosia (1901-1970) będącego twórcą Awangardy Krakowskiej. W jej dzieciństwie było dużo miejsca na intelektualną sakralizację poezji, na słuchanie wierszy oraz bycie obecnym w gronie literatów. Ale los w swoim zrządzeniu pokierował przyszłą adeptkę słowa i malarstwa na studia matematyczne. Przez rok (w latach 1975-1976) studiowała matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, by w latach 1976-1979 znaleźć się na wymarzonym dla niej kierunku – na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli i tam uzyskać dyplom z malarstwa. Po powrocie do kraju, w latach 1979-1982 Uta Przyboś studiowała malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, ze specjalizacją dodatkową rzeźby i uzyskała dyplom w pracowni Stefana Gierowskiego. Uczyła się również rzeźby pod kierunkiem prof. Adama Myjaka. Wystawiała m.in. Wooden Art Gallery w Chicago, a w Warszawie w Galerii „Pokaz” oraz w Galerii Klimy Bocheńskiej w Koneserze. Jej powołaniem życiowym jednakże była poezja, stąd wybrała się pewnego dnia w stronę gwiezdnego traktu poetyckiego i tam pozostała. Jej obecność w środowisku literackim zaznaczona jest ważnymi tomami poetyckimi „Nad wyraz” (2007), „A tu tak” (2009), „Stopień” (2012), „Prosta” (Forma 2015), „Odłamki. Wiersze wybrane / Otlomki. Izbrani stihotvorenia” (2017), wydawnictwo dwujęzyczne, przekład na bułgarski: Łyczezar Seliaszki, „Tykanie” (Forma 2018), „Wielostronna”, (Forma 2020), „Jakoby” (Forma 2022). Większość książek poetki posiada jej autorskie okładki, wynikające z wykształcenia artystystycznego.
Niespodziewanie dla mnie, w latach dwutysięcznych, natknąłem się na tomy poetyckie autorki. Ich treść przeszyła mnie do głębi. Nic więcej i nic mniej, co by mogło zakłócić szum wiatru i stukanie deszczu o szyby. Czytałem je powoli i patrzyłem jak płynie przede mną wezbrany nurt poezji, pełen głębi oraz trafnych metafor.
Uta Przyboś od zawsze (tak myślę), jak Ariadna (mam na uwadze jej debiutancki tom „Nad wyraz” z 2007 roku) pielęgnowała nić poezji. Przędła z poetyckiego słowa mityczny kłębek, niosąc go ku miłośnikom jej poezji. A jednocześnie próbowała dać odpowiedź na pytanie: „Przecież nic nie muszę, nic nie zmieniam, niczego nie przestawiam, żadnych telefonów czy spotkań”. Poetka kierowała się w swojej poezji osobistym dyskursem, nadając mu filozoficzne tchnienie. Jej wiersze zaczynały z czasem nabierać innego brzmienia. Dlatego zasadnym jest pytanie, co było powodem przeistoczenia w poezji – takiego na wskroś osobistego i mitycznego jednocześnie.
Za takim myśleniem czai się psychologia twórczości, nie zawsze rozpoznana przez krytykę literacką. Poetka nie poddała się emocjom. Dzielnie pisała swoje wiersze każdego dnia i malowała natchnione obrazy. Wszyscy jej w tym pomagali, by wytrwała. Ona o tym wiedziała i była za to wdzięczna. Lecz jako autorka postrzegała swój kanon literacki z jakiejś innej perspektywy.
W twórczości Uty Przyboś, tak w poezji, jak i w malarstwie jest obecny pierwiastek filozoficzny, który wyznaczył koordynaty patrzenia artystki na świat. Jest to niełatwy dyskurs osobistej przestrzeni, oparty o rapsodyczność jej dzieła. Wyrasta on z mitycznego myślenia, które można określić jako poszukiwanie siebie. Bowiem rapsodyczność w twórczości Uty Przyboś posiada odrębne umocowanie w słowie i malarstwie. We współczesnej literaturze polskiej i sztukach plastycznych to jakby odrębna nisza autorska. Stan ten poetka określiła w utworze „Coś nie tak”, w sposób filozoficzny, gdzie powiedziała: „Od pierwszej bliskiej śmierci, już w dzieciństwie, zawsze byłam stara. / Mogę patrzeć na utopione dziecko syryjskie na plaży, trupa sikorki, schnące drzewa. / Choć czasem z trudem wracam do własnej głowy, by znaleźć światłość”.
Poetka mówiła zapewne o głębokiej pamięci semantycznej, bowiem dzieło Uty Przyboś nasycone jest metafizycznością. Stąd odwaga mówienia o sobie w sposób bezpośredni. Kategorie ponadczasowe twórczości wyznaczają nie tylko puls, ale także przyśpieszają bicie serca. To trudny do opisania dyskurs, głównie w aspekcie krytyczno-literackim. Badacz dzieła Uty Przyboś może natrafić bowiem na trudności natury interpretacyjnej. Krytyka chociaż posiada szeroko rozumiane prawidła własnego patrzenia na dzieło, najczęściej omawiany obiekt widzi subiektywnie. Tutaj można by przywołać poglądy Romana Ingardena na temat twórczości. Mają one podłoże widzenia dzieła w perspektywie filozoficznej. Ingarden był filozofem, dlatego mówił, że jakości filozoficzne stanowią najważniejszą funkcję dzieła literackiego. Tę fenomenologię uczonego, można odnieść także do plastyki. Malarstwo Uty Przyboś to swoisty aksjologiczny przyczółek do słowa. Dlatego w utworze „A.D. A.D. 2004” poetka pisała: „Dziś idę na mszę wieczorną, / wstępuję na wyspę, / zatapiam się w / zmalałym wieżowcami wnętrzu / widzę: / przewrócona arka tonie dnem do góry. / Czarne luki rozet zanurzone w ocean niewiary. / Nawet Ona niedowierzaniem odchylona od Niego...”.
Fragment tego utworu, odwołujący się do lapidarnej filozoficznej wiwisekcji, wypowiedziany w formie opowieści, pozostanie w przestrzeni poszukiwania sensu życia. Uta Przyboś wyróżniła omawiany wiersz. A z drugiej strony wyprawiając się w rejony badań Romana Ingardena, trzeba przywołać jego istotę rozróżniania dzieła sztuki i przedmiotu estetycznego. Jak mówił Tomasz Kłusek: „Dzieło sztuki stanowi efekt wieńczący proces twórczy, ale niezamykający go jednak ostatecznie. Aby to zamknięcie mogło się dokonać, musi dojść do spotkania dzieła sztuki z jego odbiorcą, perceptorem. Wtedy dokonuje się proces konkretyzacji dzieła sztuki i w tym momencie staje się ono przedmiotem estetycznym. O ile dzieło sztuki można rozpatrywać, posługując się wartościami artystycznymi, to przedmiot estetyczny wymaga wprowadzenia tego, co określa się mianem jakości i wartości estetycznych. Tutaj rodzi się szereg problemów, które wciąż budzą liczne wątpliwości, wywołują polemiki i trudno – jak się zdaje – oczekiwać definitywnego ich rozstrzygnięcia. Przykładowo: czy wartości estetyczne wynikają w jakiejś mierze z wartości artystycznych oraz czy wartości estetyczne nie mają żadnego zakorzenienia w dziele sztuki, a są jedynie owocem procesów odbiorczych? Ingarden rozstrzygał tę kwestię następująco: wartości artystyczne przysługują dziełu sztuki, jakości i wartości estetyczne nadbudowują się niejako na wartościach artystycznych, z kolei jakości metafizyczne na jakościach i wartościach estetycznych. Jakości metafizyczne nie są jednak kreowane, gdyż w ich przypadku mamy do czynienia z ujawnianiem bądź objawianiem „głębszego sensu” życia i bytu. Ingarden stwierdza: „Przy ich ujrzeniu odsłaniają się nam głębie i praźródła bytu, na które zwykle jesteśmy ślepi, i których istnienie w codziennym życiu zaledwie przeczuwamy”.
Tomasz Kłusek w dalszej części swojego wywodu badawczego o Ingardenie mówił: „Prawdziwa sztuka w ujęciu ingardenowskim jest czymś nader ważnym i poważnym. Literatura, film i teatr, plastyka, ba, muzyka nawet nie są igraszkami mającymi zapełniać czas wolny i dostarczać błahych przyjemności. Zadaniem sztuki jest poniekąd dopełnienie realności”. Jak to rozumieć? Ingarden tak odpowiada: „W życiu realnym jednak – jak powiedziałem – sytuacje, w których realizują się jakości metafizyczne, są stosunkowo bardzo rzadkie. Realizacja ich zresztą zazwyczaj zbyt silnie nami wstrząsa, żebyśmy przy ich ujrzeniu potrafili nasycić się w pełni tym wszystkim, co się w nich zawiera. Żyje w nas jednakże tajemna tęsknota za ich realizacją i za ujrzeniem ich w «przeżyciu» – nawet wówczas, gdyby chodziło o coś straszliwego. Gdy jednak nadchodzi moment, w którym stają się rzeczywistością, to ich realizacja lub, ściślej mówiąc, one same w swej realizacji są tak potężne, że porywają nas w swoją moc i opanowują nas. Nie mamy siły ani czasu, żeby zatopić się w kontemplacji [...] W szczególności sztuka może nam dać jakby w miniaturze i tylko w dalekim odblasku to, czego nie możemy, ściśle biorąc, osiągnąć w codziennym realnym życiu: spokojną kontemplację jakości metafizycznych”. I w tym tkwi sens uprawiania sztuki.
Dzieło w świetle takiego pojmowania, staje się pojęciem niematerialnym i budzi nasze emocje. Arka „tonie dnem do góry”, „czarne luki rozet zanurzają się w ocean niewiary”. Poetka utożsamiając się z przeszłością, chce za wszelką cenę, by była ona ważnym elementem jej jaźni filozoficznej. Stąd mówi w utworze „Dużo nas do jedzenia chleba” z tomu poetyckiego „Jakoby” (2022): „Pomyśleć tylko / na jednej niewielkiej wyspie / jak z mitologicznych snów / (gdzież jej tam do Jawy) / gdzie Gromowładny niemowlęcymi wargami / ssał mleko kozie / gdzieś na Śródziemnym morzu / na żadnym wielkim oceanie / na tej łupinie lądu (...)”.
Piotr Michałowski w posłowiu do tomu „Jakoby” napisał: „Samoograniczenie ekspresji nie musi wynikać z twórczej niemocy, ale może – jak w tym przypadku – dowodzić dojrzałości, jeśli motywowane jest przeświadczeniem o zbyt ciasnym horyzoncie poznawczym, które zakreśla język jako narzędzie niedoskonałe. Doświadczana mglistość doznań i przeżyć nie przystaje bowiem do żadnej z nazw, które oferuje leksyka, toteż nieprzekładalne na słowo pozostają pioruny olśnień, epifanie, iluminacje, triumfy, a nawet klęski świadomego odkrywcy rzeczywistości. Tę sytuację manifestuje w jednym z wierszy oksymoroniczna formuła: ‘jawienia niejasnego oczywistości’, która zbliża do jaskini Platona, oddalając od widnokręgu otwartego na dumną kolonizację poetyckim sensem. Już na początku swego najnowszego zbioru Uta Przyboś zastrzega, że poszukuje nie radykalnej ‘istoty rzeczy’, lecz właśnie istoty jej zamglenia. Dlatego – jak można dopowiedzieć – zamiast dążyć do środka labiryntu, czule dotyka ścian, ociera się o zamknięte przejścia i uważnie śledzi swą krętą drogę, odnotowując kolejne zbłądzenia”.
Podjęty przez poetkę dyskurs mityczny (zbliżający ją także do jaskini Platona – jak mówił Ingarden) jest nie tylko symboliczny, ale i głęboki. Jest świadectwem stwierdzenia faktu, że słowo potrafi przemawiać bezpośrednio, że bywa łącznikiem z przeszłością i czeka na swoją odsłonę. Potrafi zaczajać się wśród zapomnianych półek bibliotecznych, by potem z uwagą mówili o nim nowi odkrywcy. Bywa raptownie przypomniany i wówczas odbywa się jego ponowna sakralizacja i odsłona. Takim wymownym przykładem jest wiersz o tytule „Pejzaż”:
Pięciopalczaste, lateksowe upewnienia nasze łapią gałązki, kamyki,
wygrzewają się na plażach, leniwie, jak ciała meduz, pływają w oceanach.
Duchy powietrzne w kombinezonach, zaczepiają drzewa,
majaczą upiornie
o zmierzchu.
Maseczki warują przy ziemi, przesłaniając kwiatom słońce,
wacikowe patyczki o łebkach nabrzmiałych wymazem przemykają cicho.
Pijawki pulsoksymetrów z pustymi pyszczkami grupują się w sterty
miażdżone nogami jeszcze żywych stworzeń,
tuż obok tłoczków zbędnych strzykawek i zjeżonych igieł.
Trupio puste oczy okularów
nie widzą już minionego świata.
Pejzaż jest widzialnym znakiem gnozy nieożywionej, jest także lustrem rzeki przemijania, w której „Duchy powietrzne w kombinezonach, zaczepiają drzewa, / majaczą upiornie (...)”. Odwołanie się do duchów, jako bytu niewidzialnego, znajdującego się poza czasoprzestrzenią świata, nadaje utworowi innego wymiaru. Stąd niech mi będzie wolno przywołać wymowne zjawisko spirytystyczne pojawiania się duchów RSPK (od ang. Recurrent Spontaneous Psychokinesis – powracająca psychokineza spontaniczna; patrz: Elmar R. Gruber „Tajny świat parapsychologii”, Warszawa 1998).
W jednym z wywiadów poetka powiedziała: „Mój ojciec był poetą, mama malarką. Od zajmowania się sztuką chciałam uciec. Poszłam na studia na Wydział Matematyki. Odkąd pamiętam chciałam zrozumieć tajemnicę istnienia, świata i nas w nim. Piękno konstrukcji matematycznych, czegoś co powstaje w naszych głowach i sprawdza się potem przy opisie świata, było pociągające. Jednak zrezygnowałam z matematyki i właściwie bez przygotowania zdawałam na malarstwo. Miałam szczęście obejrzeć kilkadziesiąt z najwspanialszych obrazów na świecie i doznałam niezwykłej radości wzrokowej, którą można porównać do wysłuchania genialnego utworu muzycznego w doskonałym wykonaniu. Po to warto malować. W 2004 spadła na mnie poezja, której się obawiałam mając takiego Ojca. Mam na imię Uta, co po japońsku znaczy poezja, a niedawno dowiedziałam się, że znaki, które to zapisują znaczą ‘świątynia’ i ‘mowa’. Bardzo zobowiązujące. Nie można było uciec przeznaczeniu. (...) W poezji wszystko może być inspiracją: od przeczytania ciekawej książki, doznanie przejmującej radości istnieniem, po zastanowienie się czym jest w.c. Poezja to także sztuka skojarzeń, które niosą nasze myślenie. Trzeba mieć wysunięte poetyckie czułki – antenki wychwytujące mgnienia doznań, zachwytów, złości, zdumień i zrozumień. Samo słowo, jego brzmienie, wieloznaczność też może inspirować. Zapis porządkuje i uwalnia. (...) Zdumienie światem, widzenie go jakby zawsze od nowa jest źródłem twórczości. W każdej epoce. Niezmordowana walka o wysłowienie, które jest niemożliwe, ale konieczne, żeby nadać naszemu bytowaniu sens. Widać z tego, że protestuję przeciw nihilizmowi, rozpaczy, bylejakości. Przeciw negowaniu wartości piękna. Bez piękna, dobra i prawdy, jakoś ostatnio niemodnym, nasze życie robi się byle jakie i właściwie nie ma powodu żeby nie ustąpić wirusom, tej najmniejszej formie życia, chociaż niektórym, paradoksalnie, jesteśmy niezbędni do istnienia. (...) Największą przeszkodą jest niemożność twórcza, brak pomysłu. W moim wypadku jednak na razie wszystko wrzeszczy o wysłowienie. To dobre, ale czasem i to złe, które przez to, że zamykam w zdaniach stają się pojmowalne, choćby troszeczkę. A drugą, bardzo prozaiczną przeszkodą, jest brak czasu, konieczność „walki o byt”. Dotyczy to raczej malarstwa. Rzadko działalność twórcza przynosi dość pieniędzy żeby móc przetrwać. Dobrze, że chociaż materiały do pisania nie są kosztowne. Z plastyką jest o wiele trudniej. Niektórych zniechęca to, że trzeba się na starać, żeby zorganizować wystawę. Też tego nie lubię, ale nie blokuje to mojej twórczości”. (patrz: Portret Artysty – Uta Przyboś, Galeria Test, Mazowiecki Instytut Kultury).
Twórczość autorki należy rozumieć jako filozoficzną metaforę. Złożona jest ona z wielu elementów. Świat poetycki w perspektywie jego budowania jest zmaganiem się ze słowem i podniosłą szansą, by odkryć na nowo to, co wydaje się już odkryte. Zmieniać jego strukturę i ukazywać siebie w innym oświetleniu. Wśród życiowych sukcesów i potknięć, zniechęceń i zachwytów, rodzi się pragnienie istnienia, by zaświadczyć, że wszystko co przynosi codzienna chwila, warte jest uwagi. W twórczości poetyckiej Uty Przyboś-Christiaens właśnie z codzienności, rodzi się dzień odświętny. Poetce w takiej postawie twórczej pomaga jej uduchowione malarstwo. Jest ono wobec poezji metaforyzującą kreacją plastyczną, nacechowaną światłem i poprzez potoczystość, zbliża się do wymiaru transcendentnego.
Tadej Karabowicz
Uta Przyboś Jakoby – http://www.wforma.eu/jakoby.html
Uta Przyboś Prosta – http://www.wforma.eu/prosta.html
Uta Przyboś Tykanie – http://www.wforma.eu/tykanie.html
Uta Przyboś Wielostronna – http://www.wforma.eu/wielostronna.html