copyright © http://dajprzeczytac.blogspot.com 2022
Agnieszka Rautman-Szczepańska tworzy niesamowite przestrzenie liryczne. W „Wypożyczalni słów” poruszamy się po poetyckim uniwersum na poły kosmicznym, będącym gdzieś poza sferą dogłębnego zrozumienia, na poły zaś czysto ludzkim, cielesnym, gdzie ogranicza nas... biologia. I niby jesteśmy tu gdzie zawsze, to jednak – przez odpowiednią metaforykę oraz symbole – poetka nadaje magicznych właściwości temu miejscu: „biblioteka / na trzeciej od słońca”.
Podmiot jawi się tu jako swoisty przewodnik. Oprowadza, określa, wyjaśnia. Bada sens naszego istnienia. Czy może raczej naszych istnień? Bo czyż żyjemy tylko raz? W tym świecie poetyckim odradzamy się wciąż na nowo („obrotowe drzwi czasu”), korzystamy m.in. z „wypożyczalni ciał”. W otwierającym tom wierszu poetka świetnie pokazała, za pomocą kontrastu, istotę człowieczeństwa. Bo oto, w tym nieustannym procesie odradzania się, ludzie pozostają niezmienni, uwięzieni we własnych słabościach.
W swoich poszukiwaniach podmiot idzie krok dalej. Usiłuje zrozumieć ludzkie ciało. Zajmuje go fizjologia. Ta łączy się zaś z metafizyką i wiedzą tajemną. Gdzie szukać odpowiedzi? W języku! Kobiecy podmiot Rautman-Szczepańskiej rozpoczyna więc od wertowania uczonych ksiąg, mądrych wywodów, naukowych opracowań, aż dociera do for internetowych. Chce znaleźć „to jedyne” słowo. I odkrywa, że ono „stało się ciałem”...
Kolejnym kontrastem w tej poezji jest felerność ciała, podatnego na uszkodzenia, choroby, ból, z doskonałością kosmicznego planu (przyroda i jej niesamowite mechanizmy funkcjonowania najmniejszych nawet elementów). Podmiot Rautman-Szczepańskiej patrzy na świat poetycki z dwóch perspektyw jednocześnie. Szerokiej czyli ogólnoludzkiej, kosmicznej, gdzie trwa nieustający ruch w rozmaitych „wypożyczalniach” oraz z tej wąskiej – intymnej, jednostkowej. To perspektywa ciała. Poetka spogląda też z zewnątrz i do wewnątrz „żylastego naczynia”. Wszystko w zasadzie kręci się tu wokół właśnie tych lejtmotywów: ciało, słowo, czas.
Czas jest magiczny, sprawia, że słowa się „zużywają”, bodaj jeszcze mocniej niż ciała. Tworzą się więc „schroniska dla słów niewygodnych”. Przechowuje się w nich m.in. „honor”, „przyzwoitość”, „miłość”. A to dlatego, że ludzie są ignorantami. Korzystają z wyrazów „bez kontroli”, a w słowie kryje się przecież... dusza!
Słowa, słowa, słowa! Język nas definiuje. A nawet więcej: język nas stwarza. Wszystko, co istnieje, istnieje poprzez język. U autorki „Świętej Helisy od Neuronów” to właśnie słowa są istotą bycia. Dlatego też ta poezja jest zanurzona głęboko w polszczyznę, wykorzystując jej zasoby. Wiele tu odwołań do utartych form, które autorka przełamuje ciekawymi zestawieniami, tworząc zupełnie nowe wyrażenia, o innym charakterze, jak np. „agencja usług nietowarzyskich” czy „bar szybkiej obsługi zadłużenia”.
Takie frazy świetnie charakteryzują współczesność. Poetka zwraca szczególną uwagę na utratę wartości, na rozmaite atrofie. „Mózg ziemi zastąpiony cyfrowym”. Pocieszenia szuka w boskim stworzeniu świata, w doskonałości przyrody, uciekając od ludzi. Wyznaje: „boję się człowieka” i kryje się tu rozpaczliwy lęk przed tym, co my wszyscy jesteśmy w stanie jeszcze zrobić. Przyrodzie, zwierzętom, innym, sobie.
Człowiek, wyposażony przecież w tak niezwykłe możliwości (przede wszystkim w myślenie i zdolność przewidywania konsekwencji swoich wyborów), jest – paradoksalnie – najmniej doskonałym bytem (skłonności do autodestrukcji). Kobieta z Wypożyczalni słów zwierza się, że potrafiła cieszyć się życiem, dostrzegać piękno otoczenia, rozkoszować się istnieniem, gdy „była jaszczurką”. Zatraciła te zdolności, gdy „odpadł [jej] ogon wtajemniczenia”.
Są więc tu sprawy ogólnoludzkie czy wręcz ogólnokosmiczne. Są też te najbardziej intymne, choć i w nich kryje się pewien uniwersalizm, jak choćby w „Pożegnaniu z matką”:
„jestem dojrzałą kobietą
a dopiero
wychodzę z gniazda jej brzucha
pępowina uwiera mnie w szyję
łożysko dawno przegniłe
truje
ratując siebie rozdrapuję je pazurami
jestem osobna
wreszcie silna
rosnę
rozkwitam
ale nie umiem się cieszyć
gdy widzę jak ona więdnie
łożysko leży obok
jak jej wyrwany korzeń
jak mój wyrzut sumienia
boże ochroń moją córkę
przede mną
spraw bym nie potrzebowała jej
do życia”.
Refleksje o matce, macierzyństwie, kobiecości w ogóle przynoszą podmiotowi także myśli o kobiecym ciele. O starzeniu się, o niedomaganiach. I o śmierci. Porusza mnie ta liryka. Ten niepokój, który Rautman-Szczepańska wywołuje celnością swoich „biologicznych” metafor (np. demencja jako „falstart śmierci”).
Trzeba przyznać, że poetka (również lekarka) jest niesamowita w swoich „wierszach fizjologicznych”. Albo wstrząsa czytelnikiem, otwiera mu oczy na pewne kwestie, albo wywołuje dręczące uczucie lęku, fascynuje, a niekiedy też rozbawia (choć to właściwie śmiech przez łzy, jak w „Makabresce”).
Ważne i trudne tematy eksponuje tu autorka – poza obrazem nas dzisiejszych, zatopionych w technologiach, zwraca uwagę na problem nietolerancji, zaniku komunikacji czy braku ambicji. Stajemy się coraz bardziej prymitywni.
„...hamlet już wie ile warta jest śmierć
hamlet zaczyna przeczuwać ile warte jest życie
zdał śpiewająco kolokwium z kości
bo się nauczył że wszyscy są zbudowani tak samo
chciałby jednak wierzyć że zawartość czaszki robi różnicę
ale po wyjściu z prosektorium
hamlet ma duże wątpliwości”
(„Cranium” – fragment).
Znakomicie pisze Agnieszka Rautman-Szczepańska. Od swojego debiutu poetka utrzymuje naprawdę bardzo wysoki poziom artystyczny. I w każdej kolejnej książce pokazuje nieco więcej. Potrafi zaskoczyć i zachwycić. Świetnie operuje aluzją, niedopowiedzeniem oraz wieloznacznością. Potrafi umiejętnie i z lekkością bawić się leksyką, łączyć różne sfery, choćby właśnie biologię oraz poezję.
Kinga Młynarska
Agnieszka Rautman-Szczepańska Wypożyczalnia słów – http://www.wforma.eu/wypozyczalnia-slow.html