copyright ©
www.latarnia-morska.eu 2012
Oto otrzymujemy prozatorską rzecz nową Andrzeja Turczyńskiego, pisarza obecnie mieszkającego w Koszalinie:
Żywioły. Jak się wydaje, twórca ten trwa ostatnimi laty w „złotym ciągu”, przedstawiając czytelnikom kolejne swoje dzieła, ważkie przesłaniowo i biegłe warsztatowo. Ich „sznyt” artystyczny jest znaczący, podejmowane tematy takoż, dziwić zatem nie może spore powodzenie czytelnicze jego książek. Nie tylko prozatorskich, ale również poetyckich i eseistycznych. W supertelegraficznym skrócie przedstawmy sylwetkę.
Andrzej Turczyński – (rocznik 1938) urodził się w Lublinie. Jest prozaikiem, poetą, eseistą, dramaturgiem i tłumaczem. Laureat wielu wyróżnień, m.in. Nagrody Fundacji Kultury (1994), Nagrody im. Św. Brata Alberta (1999) i Nagrody Specjalnej Ministra Kultury (2005, 2010). Jego sztuki wystawiano w teatrach Warszawy, Szczecina, Zabrza, Olsztyna, Koszalina i Słupska. Debiutował w 1971 r. zbiorem wierszy
Źdźbło morza, jego debiutem prozatorskim było
Wypłuczysko (1977). Od tego czasu opublikował blisko pół setki książek (w tym siedem tomików poezji), m.in.
Krew z krwi (1981),
Fiasko (1986),
Chłopiec na czerwonym koniu (1991),
Mistrz Niewidzialnej Strony (1996),
Lustro weneckie (2000),
Pan Bóg, pisarz i diabeł (2005),
Eseje paradoksalne (2007),
Codex argenteus (2010),
Koncert muzyki dawnej (2011),
Zgorszenie (2011),
Miniatura z gazelą (2102).
Żywioły – gdyby chcieć doprecyzowania formalnego – to książka składająca się z prozatorskich miniatur o zacięciu eseistycznym. Kto zdecyduje się na jej lekturę, liczyć się musi z przynajmniej trzema wymogami: odpowiednią ilością czasu, koncentracją w trakcie czytania i ponadelementarnym uposażeniem umysłowym.
Czas dlatego, że nie da się podobnej rzeczy połknąć z marszu (gdyż nie ma tu prostej fabuły z dialogami). Koncentracja potrzebna jest do uważnego śledzenia nieraz wielokrotnie złożonych przewodów myślowych. No i trzeci wymóg: wiedza, oczytanie, erudycja. Bez tego umykają nawiązania, smaczki i aluzje.
Bowiem najnowsza rzecz A. Turczyńskiego aż kipi od wątków kulturowych. Autor Zgorszenia funduje nam długą i pełną mendrów wędrówkę ścieżkami filozofii, teologii, sztuk pięknych, muzyki i literatury. Na stronach
Żywiołów spotkamy m.in. Epikura, Augustyna, Homera, Wergiliusza, Safonę, Dantego, Szekspira, Schillera i Boscha, pojawiają się Puszkin, Mozart, Goethe, Camus, Beckett, Nabokov, Woolf, Szestow, Ajwazowski, Kafka, Dostojewski, Borges, Sołżenicyn, Szałamow, Czapski i Eco. To tylko wyrywkowa wyliczanka. Gdyby wydawca pokusił się o indeks pojawiających się (w kontekstach rozmaitych) nazwisk, przypuszczalnie liczyłby ze dwie strony maczkiem.
Tasowaniu się fundamentalnych dla kultury postaci nierzadko towarzyszą mniejsze lub większe cytacje – nie tylko polskojęzyczne, ale też w językach łacińskim, niemieckim i rosyjskim.
Proponowana przez koszalińskiego pisarza wędrówka tropami kultury wysokiej wiedzie nas, czytelników, w geograficznie różne rejony (tzw. Zachód, Europa, Rosja). Także znacząca jest rozpiętość czasu dotykanego w tej prozie: od pierwocin utrwalonych w myśli i dziełach przedchrześcijańskich, po wieki współczesne. Ta, po trosze ryzykowna klamra, daje szansę (u końca lektury, rzecz jasna) odmienionej perspektywy widzenia (którą z dnia na dzień użyć nie jesteśmy w stanie). Jeśli, czytając, unikniemy pośpiechu i poddamy się rytmowi toczonych fraz.
Namysł jest tu niezbędny. I wręcz konieczne trawienie z przerwami. Tak właśnie się dzieje, dziać powinno, gdy zależy nam na pełnym rozpoznaniu sensów i smaków (co przypominać nieco może rozprowadzanie językiem po podniebieniu zjadanego pokarmu).
Nie da się ukryć, iż A. Turczyński posiadł rzadki dar umiejętności łączenia wykwintnej (czasem przypominającej misterne koronki) prozy z niebanalnymi przemyśleniami o ludzkiej kondycji oraz wytworach wyższych człowieka.
Czytałam tę książkę długo, bo etapami, aż cztery dni. To sto osiemdziesiąt stron „zawiesistej”, gęstej od znaczeń prozy i jest przez co brnąć. A jednym z najciekawszych wątków okazał się (dla mnie) ten o nadmiarze oraz istocie czasu w kontekście pisarstwa i literatury (co określa również wizję traktowania tej materii przez autora). Znalazłam to w części zatytułowanej „Dagerotyp. Przemiany czasu” (na s. 122). Pozwolę sobie przytoczyć fragment – dający przy okazji obraz jednego ze sposobów budowania
Żywiołów.
„Rodzimy się z nadmiaru, w nadmiarze wzrastamy i z nadmiaru giniemy. Nadmiar jest także przyczyną śmierci tego, co już umarło, rozpraszania się, zanikania ku przeistoczeniu się w
pusty obłok życia wiecznego. Nadmiar to stan koncentracji do aktu dekoncentracji, przemiany będącej w istocie
przejściem fazowym, czyli zmianą właściwości materii, częstokroć, na wzór przemiany bogów, utożsamianą z biegiem lub przemianą czasu, choć teoria względności ma to za głupstwo: w naturze bowiem nie istnieje nic takiego jak
czas obiektywny; mimo że
wszystko płynie, czas nie płynie ani się zmienia, ani trwa; nie jest ani skończony, ani nieskończony, bo faktyczną cechą czasu jest brak czasu –
bezczas. Jednakowoż przy nieistnieniu czasu wszystko inne istnieje w takim nadmiarze, iż brak nam czasu na poznanie bodajże cząstki tego wszystkiego, co było, jest i być może będzie. Stąd niewiedza to specyficzny rodzaj wiedzy, jednakże nie wiedzieć o tym, to triumf głupoty i ciemniactwa. Swoistą zatem misją pisarstwa jawi się niestrudzone, pracowite wypełnianie owego naturalnego braku czasu słowami, które w opinii twórców są najdoskonalszym mechanizmem tworzącym i napędzającym czas, aby biegł i nieustannie się zmieniał. Oto sedno sprawy, istota i cel sztuki literackiej – ukazać czas i jego przemiany, nieistniejący w rzeczywistości
czas obiektywny jako rzeczywisty, wyrażając to nie w jakiejś abstrakcyjnej, wysublimowanej i ascetycznej formie, lecz właśnie jako nadmiar, nadmiar tego wszystkiego, czym jest, i co ofiarowuje język”.
Na koniec godzi się wspomnieć o dwóch sprawach – związanych z opublikowaniem najnowszej książki prozatorskiej autora
Źdźbła morza. Otóż rzecz ukazała się dzięki wsparciu finansowemu Urzędu Miejskiego Koszalina. To sytuacja nieczęsta, gdy instytucje samorządowe decydują się na podobny krok – ku utrapieniu szeroko pojętej kultury (bowiem książka właśnie jest jednym z pierwszych – jeśli nie najważniejszym – nośników wartości wyższych). Tym bardziej warto fakt ów wyakcentować.
I sprawa druga. Po raz pierwszy współwydawcą szczecińskiej FORMY jest świeżo powstała Fundacja Literatury im. Henryka Berezy. H. Bereza (rocznik 1926), jak pamiętamy, wybitny krytyk (tak na marginesie – sporo uwagi poświęcał i twórczości A. Turczyńskiego), nie stroniący od poezji, zmarł w czerwcu tego roku.
Wanda Skalska
Andrzej Turczyński
Żywioły –
http://www.wforma.eu/260,zywioly.html