Zdarzyło mi się niejednokrotnie wykorzystywać wykształcenie plastyczne w mojej praktyce teatralnej. Przede wszystkim – projektując scenografię. Ale w jednym przypadku rzecz była wyjątkowa. Grałem osobę, dla której rysowanie było istotną formą pamięci i spowiedzi.
Podczas każdego przedstawienia rysowałem flamastrem na skóropodobnych elementach dekoracji pięć portretów kobiecych, opowiadając jednocześnie o każdej rysowanej kobiecie.
Rytm rysowania spleciony był z rytmem opowieści.
Po przedstawieniu portrety były zmywane, żeby na następnym znowu powtórzyć ten sam proceder.
Mój bohater był rysownikiem, ale i ja, aktor, byłem także szczególnym rysownikiem. Nie „grałem” rysowania; rysowałem dokładnie tak, jak rysowałbym w okolicznościach niescenicznych. To były moje obrazy. Narysowałem ich ponad dwieście. Pewnie i te z ostatniego przedstawienia zostały zmyte. „Na wszelki wypadek”. Bo nie wiadomo, czy ostatnie przedstawienie naprawdę było ostatnim.
© Bogusław Kierc