nowości 2025

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Smoleński dzienniczek 1

2018-09-06 15:29

4 września 2017, Toruń – Warszawa – Moskwa – Smoleńsk

Zjadłem czerwoną galaretkę z wiśniami w drodze do Moskwy. Wcześniej wszystko było polskie. Noc ciemna i wilgotna nade mną jakoś bardziej stała niż szła. Ja szedłem nie myśląc o galaretce, która poza kolorem i czymś miękkim w środku, co przypominało wiśnie maleńkie jak kopiejka, nic nie miała. Tego jeszcze wtedy, gdy szedłem pod nocą, nie wiedziałem, rozbudzony, zmarudzony o 2 w nocy. Ciągnąłem za sobą czarną pancerną torbę z moimi rzeczami: dwie marynarki, dwie pary spodni, siedem par skarpetek, gacie sztuk pięć, siedem T-shirtów, pięć koszul różnorakich i jedna gryząca, piżama z napisem „Crashly sleepy”, niebieski krawat w słonie, przybory toaletowe plus nożyczki plus blaszany kubek plus grzałka, pasek ze sztucznej skóry koloru bylejakiego, parę butów niebieskich, które bardzo lubię, kamizelkę niebieską, kamizelkę bordową, dwa długopisy, angielską herbatę ekspresową. Oraz wiozłem w niej gościńce dla koleżanek i kolegów Rosjan. Tuż przed 3 byłem na przystanku w oczekiwaniu na autobus do Warszawy, a stamtąd lotniskiem Szeremietiewo do Moskwy, i jeszcze dalej, z Dworca Białoruskiego поездом do Smoleńska.

Moja pancerna torba i ja witamy się z czekającymi na mnie przyjaciółmi, D. i jego żoną A. To za ich sprawą zamiast spać o 3 w nocy, jadę do Smoleńska z moją pancerną torbą. Widzę, że D. ma czerwoną walizę, do której koń mógłby wejść. No cóż, D. lubi zwierzęta, więc może. Czekamy na autobus do Warszawy. Noc stoi, czas idzie. Rozmowa nocna o rosyjskich przygodach A. i D. pod bystrym spojrzeniem Lenina z cokołu, który stoi na środku głównego placu w Smoleńsku. Ale też jakby trochę spacerował lub kroczył. Tak moi przyjaciele mówią, a ja mam głowę ciężką od pościeli, więc muszę im wierzyć. Przyjeżdża autobus między naszymi słowami, przerywa to, co mówimy. Ładujemy się z D., A. zostaje i macha nam na pożegnanie.

© Maciej Wróblewski