Karol Samsel Autodafe 8
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
4 września 2017, Toruń – Warszawa – Moskwa – Smoleńsk
Zjadłem czerwoną galaretkę z wiśniami w drodze do Moskwy. Wcześniej wszystko było polskie. Noc ciemna i wilgotna nade mną jakoś bardziej stała niż szła. Ja szedłem nie myśląc o galaretce, która poza kolorem i czymś miękkim w środku, co przypominało wiśnie maleńkie jak kopiejka, nic nie miała. Tego jeszcze wtedy, gdy szedłem pod nocą, nie wiedziałem, rozbudzony, zmarudzony o 2 w nocy. Ciągnąłem za sobą czarną pancerną torbę z moimi rzeczami: dwie marynarki, dwie pary spodni, siedem par skarpetek, gacie sztuk pięć, siedem T-shirtów, pięć koszul różnorakich i jedna gryząca, piżama z napisem „Crashly sleepy”, niebieski krawat w słonie, przybory toaletowe plus nożyczki plus blaszany kubek plus grzałka, pasek ze sztucznej skóry koloru bylejakiego, parę butów niebieskich, które bardzo lubię, kamizelkę niebieską, kamizelkę bordową, dwa długopisy, angielską herbatę ekspresową. Oraz wiozłem w niej gościńce dla koleżanek i kolegów Rosjan. Tuż przed 3 byłem na przystanku w oczekiwaniu na autobus do Warszawy, a stamtąd lotniskiem Szeremietiewo do Moskwy, i jeszcze dalej, z Dworca Białoruskiego поездом do Smoleńska.
Moja pancerna torba i ja witamy się z czekającymi na mnie przyjaciółmi, D. i jego żoną A. To za ich sprawą zamiast spać o 3 w nocy, jadę do Smoleńska z moją pancerną torbą. Widzę, że D. ma czerwoną walizę, do której koń mógłby wejść. No cóż, D. lubi zwierzęta, więc może. Czekamy na autobus do Warszawy. Noc stoi, czas idzie. Rozmowa nocna o rosyjskich przygodach A. i D. pod bystrym spojrzeniem Lenina z cokołu, który stoi na środku głównego placu w Smoleńsku. Ale też jakby trochę spacerował lub kroczył. Tak moi przyjaciele mówią, a ja mam głowę ciężką od pościeli, więc muszę im wierzyć. Przyjeżdża autobus między naszymi słowami, przerywa to, co mówimy. Ładujemy się z D., A. zostaje i macha nam na pożegnanie.
© Maciej Wróblewski