6 kwietnia 1986
Ojciec, chory na serce, po raz kolejny w szpitalu, zachowywał się nieobliczalnie, upominany przez lekarzy. Błyskawicznie wspinał się schodami na drugie piętro, gdy czekałam w przestrachu na dole. Był 1982 rok, widniało tak na karcie chorobowej. Ojciec mdlał. Pod łóżkiem trzymał zakazane książki i mój dziennik. Zgodziłam się, aby go czytał, jeśli mógł od tego wyzdrowieć. Korytarzem drugiego piętra szły z metalicznymi wózkami siostry szpitalne: ciemnozielone, błyszczące, smukłe ważki. Ich obecność wróżyła źle. Jechałam do domu rowerem drogą pełną zasadzek ustawionych przez złośliwe dzieci. Miałam powiadomić rodzinę o stanie ojca. Rower pędził z górki, trzaskał po gałęziach, prawie nie miałam nad nim panowania.
© Marta Zelwan