SIKIRYCKI IGOR (1920-1985). Mogło być lepiej. Mogło być gorzej, o wiele gorzej. Powiadam tak po każdym spotkaniu z poetą, którego dotychczas nie czytałem. Mogło być ździebko lepiej, tu i ówdzie ciekawiej. Ale nie narzekajmy, uszczknijmy coś z twórczości Sikiryckiego:
Poezji nikt nie zdołał zabić,
Ni dawni władcy, ni współcześni –
Odcięta głowa Orfeusza
Nie zaprzestała śpiewać pieśni.
To nie jest fragment tekstu, przytoczyłem wiersz w całej krasie. Po spotkaniu z Igorem Sikiryckim wracam do sybiraków, których trzeba wysłuchać: „Wywieziony zostałem z rodziną w nocy z 28 na 29 czerwca 1940 r. do północnego Uralu i osiedlony z grupą liczącą około 150 osób na tzw. posiołku znajdującym się wśród lasów w okolicy Swierdłowska. (...) Osoby spośród mego otoczenia rekrutowały się przeważnie z klas kupieckiej i rzemieślniczej, w większości wyznania mojżeszowego. Ponadto znajdowało się kilka polskich rodzin urzędniczych, dwu księży jezuitów oraz czterech braci zakonnych, też jezuitów” (Bolesław Fenc).
[30 I 2024]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki