Karol Samsel Autodafe 8
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
11.11.21 Łódź
Tegoroczne Święto Niepodległości odbywa się w cieniu hybrydowego kryzysu nadchodzącego ze wschodu, z zachodu i od środka, czyli szturmu migrantów na granicę polsko-białoruską, nieustannych ataków na Polskę ze strony unijnej oraz niegodnych zachowań opozycji. Co prawda na Marsz Niepodległości do Warszawy nie pojechałem, ale patriotyzm noszę w sercu. Natomiast by się trochę po pracy odstresować, wieczór spędzam nietypowo. Idę bowiem do Multikina na nocny seans dwudziestego piątego filmu o przygodach najsłynniejszego agenta świata, Jamesa Bonda, pt. „Nie czas umierać”, w reżyserii Cary’ego Joji Fukunagi.
To inny Bond niż te sprzed prawie sześćdziesięciu bądź czterdziestu lat, gdy w rolę agenta 007 wcielali się Sean Connery czy Roger Moore. Tamte Bondy to były jedynie maszynki do zabijania i kochania, dopiero Daniel Craig nadał granej przez siebie postaci cechy bardziej ludzkie: emocje, rozterki, jakieś namiastki wewnętrznego życia. To nie tylko brutal z licencją na zabijanie oraz lubieżny samiec, ale także wrażliwiec, który przejmuje się losem ukochanej.
Te nowe Bondy, grane przez Craiga od piętnastu lat, są bardziej mroczne niż te starsze. Wprawdzie i wtedy w tle czuło się tonację noir, ale wszystko działo się z przymrużeniem oka. Mordobicia agenta, który się kulom nie kłaniał, były po prostu śmieszne, a pościgi i akcje pirotechniczne wzbudzały u widza podziw dla strony techniczo-kaskaderskiej filmów. Wszystko więc odbywało się w konwencji komiksowej umowności i sztuczności.
Teraz brutalności jest jeszcze więcej, akcje są bardziej dynamiczne i niewiarygodne. Oczywiście – jak zawsze – pojawiają się piękne kobiety, soczyste czarne charaktery, widowiskowe krajobrazy, powracają też słynne bondowskie gadżety. Niezbyt rażą wprowadzane do filmu akcenty poprawności politycznej, gdy np. nowy agent 007 jest... czarnoskórą kobietą, bo rola ta mimo wszystko komponuje się z całością, będącą – trzeba to podkreślić – jedynie bajką dla dorosłych.
Jednak bajka opowiadana w XXI wieku różni się znacznie od tej z czasów „zimnej wojny” (jeden z agentów MI6 mówi: „teraz wojna toczy się w eterze”). Chociaż nadal trwa walka dobra ze złem, to wartości te mieszają się ze sobą jak martini z wódką. U naszego bohatera pozostają jednak zawsze wstrząśnięte, ale nie zmieszane, stąd nieustanna powszechna sympatia do tego zabijaki. Szkoda, że na pożegnanie Daniela Craiga z rolą – James Bond ginie, broniąc świat przed biologicznym atakiem terrorystycznym (a dzieje się to w drugim roku pandemii COVID-19). Czy zatem doczekamy się nowych produkcji o tej ikonie popkultury, czy na „Nie czas umierać” ostatecznie wyczerpała się formuła serii?
© Marek Czuku