Karol Samsel Autodafe 8
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
„Perpendykiel” to dawna potoczna nazwa wahadła. Co prawda tytuł debiutanckiego tomu (Warszawa 2020) krakowskiej poetki i anglistki, Anny Luberdy-Kowal, jest staroświecki, ale jej wiersze są już z tego świata, takie jakie się pisze w XXI wieku. Które na ogół pseudonimują i nie mówią wprost, kryją się za podwójną gardą niedopowiedzeń i aluzji oraz są ubrane w ekwilibrystykę języka. Za tym wszystkim czają się jednak tłumione emocje i życiowe traumy, a kieruje tą postawą niechęć przed zbytnim odkryciem się. „Ktoś zerwał mnie z drzewa jak uśmiech kota. Tyle o mnie” – informuje lapidarnie poetka na tylnej stronie okładki. To prawda. Mimo wagi poruszanych w wierszach problemów, czytelnik stale czuje wyłaniający się spoza słów dobroduszny półuśmiech.
Tytułowy utwór mówi oczywiście o upływie czasu (a „mamy go tyle by przeczytać wiersz”), ale i o wahaniu się, ważeniu win i obaw. Powinniśmy wobec tego korzystać z każdej chwili, wychodzić poza strach, topić smutki. Psychologiczno-egzystencjalne zapisy autorki „Perpendykla” mają niekiedy cechy introspekcji. Wspomnienia z dzieciństwa i pamięć o pierwszych miłościach budzą poczucie wstydu i kompleksy. Pojawia się zasadnicze pytanie: „skąd zło?”.
Luberda-Kowal opowiada historie pragnień i namiętności, nie przemilczając przy tym kobiecych krzywd. Przechowuje w wierszu pamięć o zmarłych, o dramatycznych chwilach życia („wynoszę zmarłego z domu”), o samobójstwach. Kreśli niewymuszone portrety ludzi zepchniętych przez los na margines i snuje opowieści z półświatka rodem. Zapisuje wędrówki ulicami żydowskich dzielnic Krakowa (Kazimierz) i Jerozolimy (Me’a Sze’arim), gdzie historia miesza się ze współczesnością, a po nieobecnych pozostały jedynie macewy i ból.
Poetka wykazuje się nie lada zmysłem reporterskim w lirycznych impresjach z Jerozolimy oraz z wizyty w szpitalu psychiatrycznym w Krakowie. Z temperamentem i swadą prowadzi też poetyckie dialogi z Marcinem Świetlickim. A przede wszystkim jest to kobiece pisanie, bo – jak pisze w wierszu „przeliczmy się” – „jesteśmy kobietą / wszystkimi i tą jedną”.
© Marek Czuku