copyright © www.latarnia-morska.eu 2015
Paweł Sarna (rocznik 1977) – poeta, krytyk literacki, mieszka w Katowicach. Opublikował tomy poetyckie: Ten i Tamten (wraz z Pawłem Lekszyckim, 2000), Biały OjczeNasz (2002), Czerwony żagiel (2006) oraz dwie monografie: Śląska awangarda. Poeci grupy Kontekst (2004), Przypisy do nicości. Poezja Zbigniewa Bieńkowskiego (2011). Jego wiersze tłumaczono na języki: czeski, serbski, słowacki, hiszpański i chorwacki. A niedawno ukazał się katowickiego poety zbiór wierszy nowy, zatytułowany Pokój na widoku. O tym zbiorze właśnie garść spostrzeń teraz.
Rzecz, zawierająca niespełna czterdzieści utworów, ukazała się w ramach serii „Tablice” szczecińskiego wydawnictwa Forma, opatrzona posłowiem Piotra Michałowskiego „Co po lesie biega?”.
Siedem lat temu miałam okazję omówić dla dziesiątego numeru papierowej „Latarni Morskiej” (rok 2008) Czerwony żagiel Pawła Sarny. Punktowałam wówczas sugestywność i świeżość obrazu, jakim posiłkuje się poeta. Zauważając później: Ikonograficzność scen, modelowana z premedytacją, przeplata się tu z dalekim uogólnieniem (jeśli jest) lub odmiennymi planami. Horyzont strofy przesuwa się i biegniemy dalej, by za chwilę przekonać się, że za owym dalej jest jeszcze jakieś „dalej”. Następstwem tego bywa rodzący się u czytelnika niepokój pomieszany z ciekawością. By zakończyć omówienie uwagą: Z ciekawością przeczytam w przyszłości zbiór następny poety. Pójdzie dalej przedstawionym tropem, umacniając zdobywane przyczółki czy wkroczy na ścieżkę nową? Byle był wierny własnemu językowi.
Dlaczego cytuję samą siebie (co jest nieznośną manierą, na marginesie mówiąc)? Ano dlatego, że stanowi przykład recenzenckiej przygody, mogącej po latach odwołać się do opinii wcześniejszej – z jednoczesnym porównaniem do uwag obecnych. W kontekście zbioru najnowszego.
Bo, czemu zaprzeczyć nie sposób, P. Sarna jest wciąż wierny swojemu językowi. W zbliżony sposób buduje strofy, a nimi obrazy, które przemówić mają do naszej wyobraźni. Ożywiając jednocześnie emocje (i te oparte na standardach, i te „wycofane” z potoczności, ukryte). Niewątpliwie poeta ten posiadł rzadki dar „mówienia na skróty”, w sposób skondensowany, paraboliczny, na swój sposób „przypowieściowy”.
Taki tor poetyckiej komunikacji (o nierzadko aforystycznym zacięciu), taka modulacja głosu, przykuwa uwagę, owszem. Lecz z miejsca pojawić się musi pytanie o cel i treść – wszak forma to nie wszystko.
Nowy zbiór poety opowiada nam historię wewnętrznych napięć – związanych z wątkami autobiograficznymi. Znajdziemy tu tyleż kreacyjne postrzeganie świata, co oparte zwyczajnie na relacjach z rzeczywistością doświadczaną. Tożsamość podmiotu lirycznego jest trochę zatarta, nie do końca dająca się przyszpilić. Intymna zagroda, zbudowana przez P. Sarnę z fragmentów i „szczątków” prywatnych zdarzeń, tworzy dość specyficzny klimat „nieprzystawalności” do tego, czym karmi się wprost człowieczy żywot. A jednocześnie, o paradoksie, jednak wydaje się „przystawalny”. Owa pozorna sprzeczność jest twórczo nieźle rozegrana. I gdybym poprzestała wyłącznie na lekturze obecnego zbioru, powiedziałabym nawet: niczego sobie rzecz.
Jednak wciąż coś mi zgrzytało. Niezbędny był powrót do czytania za pewien czas. Na spokojnie. Przeto dałam sobie dwa tygodnie luzu. By na nowo zasiąść nad wersami Pokoju na widoku. I co się okazało? Pojawiły się wątpliwości. Bo z jednej strony nadal podziwiałam niezwyczajną biegłość warsztatową twórcy, zauważalną lekkość (a nawet „niewymuszoność”) budowy strof, z drugiej natomiast urosła nieufność do językowych harców - nierzadko tylko maskujących niedostatki przesłań. Przesłań psychologicznie co prawda poprawnych, trudnych do zbicia, lecz poza poprawność nie bardzo wychodzących. Jednym słowem zabrakło mi w tych strofach (mimo świetnej oprawy) świeżości i samowłasnych rozwiązań.
Również posłowie P. Michałowskiego – z wplecionymi pojęciami typu „filozofia”, „ontologia” czy „myślenie deterministyczne” – w dużej mierze wydaje się nadinterpretacją omawianego zbioru.
Zatem jaka suma uwag po dwukrotnej lekturze? Cóż, przewaga uczuć mieszanych. Bardzo (z)mieszanych. Z tajoną nadzieją, że poeta w końcu jednak wkroczy na ścieżkę własną. I przestanie „zbywać” czytelnika li tylko zabawą słowem. Czy niedopowiedzeniami, które czasem (mimowolnie?) wpędzają na przedpola jałowości.
A jeśli w ocenie jestem niesprawiedliwa, niechaj w przyszłości (po zderzeniu z następnymi zbiorami wierszy P. Sarny) ugryzę się w język... Tak czy siak życzę autorowi jak najlepiej, gdyż potencjał twórczy u niego spory i wart dobrego spożytkowania.
Wanda Skalska
Paweł Sarna Pokój na widoku – http://www.wforma.eu/pokoj-na-widoku.html