nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

"Opowiadania w liczbie pojedynczej", www.latarnia-morska.eu, 22.10.2011

copyright © Latarnia Morska 2011

Tomasz Majzel – (rocznik 1965) ur. w Szczecinie, poeta i prozaik. Mieszka w Policach. Debiutował na łamach „Pograniczy” w 1997 r.; Laureat Ogólnopolskiego Konkursu na Opowiadanie „Okno 2005” oraz Konkursu im. K.K. Baczyńskiego w kategorii prozy (2006). Wydał tomy wierszy Fragmenty ciałości (2007), Fotoalbum (2009). W tym roku zadebiutował tomem prozy Opowiadania w liczbie pojedynczej , który wyszedł nakładem szczecińskiego Wydawnictwa FORMA – w serii „Piętnastka”.

Wspomniana seria – „Piętnastka” (od kwadratu – piętnaście na piętnaście centymetrów) – kwitnie tekstami różnogatunkowymi. Znajdziemy w niej i krótkie prozy, i wiersze, i aforyzmy, a także ich skrzyżowania. Podobnie jest z nową publikacją Tomasza Majzela: Opowiadaniami w liczbie pojedynczej. Gdyż książka ta zawiera mikrokawałki o rozmaitej – co do formy – proweniencji. Z dominacją prozy, inkrustowanej poezją.
Kompozycja jest przemyślana, dobrze służąca całości. Również język tej książki przekonuje do siebie: nierozgadaniem oraz prostotą.
Natomiast zaczynają się schody, gdy zaczniemy rozważać treść Opowiadań w liczbie pojedynczej, a też wynikające z niej przesłania.
Oto autor objawia nam małomiasteczkową rzeczywistość i zanurzonego w tejże rzeczywistości „bohatera”. Konkretnie mowa jest o Policach, zaś postacią wiodącą okazuje się niejaki Sebastian. Choć po lekturze dojść możemy do wniosku, że nie ma większego znaczenia, iż akurat Police i Sebastian. Gdyż to tylko kulturowo-społeczne synonimy określonych sytuacji oraz postaw. Zaś przedstawiona tu wizja w swej istocie zmierza ku uniwersalizmowi: zyskując wymiar głębszy, egzystencjalny. Zaraz do tego wrócę.

Mieścina, ryneczek, kiosk, sklep, park, ławeczka, zakurzona uliczka. Szewc, krawiec, ekspedient, lokalni menele, sąsiadka „wisząca” w oknie, żebrak pod kościołem... Postaci snują się w monotonnej scenerii, coś tam robią, ale nie wiadomo co; o czymś rozmawiają, lecz nie wiadomo o czym (to znaczy wiadomo, jednak nie ma to tu większej wagi); do czegoś zmierzają, lecz nie wiedzą do czego. A wszystko dzieje się w spowolnionym rytmie, osnute przygnębiającą szarością i trudną do sprecyzowania melancholią.
Świat przedstawiony przez autora Fotoalbumu wydaje się odpychający zademonstrowaną statycznością i marazmem, nie chcemy go akceptować – ledwo przyjmując do wiadomości.
Jednak – widzimy z czasem – to wszystko powierzchnia, zewnętrzna warstwa. Pod spodem „banalnej zwykłości”, w interakcjach, w psychice i duszach opisanych nieszcześników kryją się tęsknoty, marzenia i dramaty. Może nie nazywane wprost, lecz wyczuwalne. Ta przestrzeń aż wibruje od niewypowiedzianych lęków i cierpień. „Za rogiem” tych utworów życie legitymizuje samotność, pustka i śmierć. Co z kolei w sposób niejako naturalny kieruje nasze myśli ku znaczeniu egzystencji jako takiej, ku rozważaniom o sensie istnienia. I całe szczęście, a też główny walor Opowiadań w liczbie pojedynczej polega na tym, iż T. Majzel czyni to nienatrętnie, rezygnując z wysokiego „c”.

Na koniec jeszcze coś. Mały cytat z przedostatniego tekstu (pod tytułem „Dupa”).
Wszedł do mieszkania, zdjął płaszcz, zaraz potem w łazience obmył twarz. Poczuł senność. Skierował się w stronę łóżka i rozebrał do naga. A potem przeciągnął się i rozprostował duże, nadzwyczaj duże i delikatne – niczym z koronek – skrzydła. Lekko pomachał nimi dwukrotnie i złożył tak, by ściśle przylegały do pleców. Położył się na łóżku, by chwilę potem zasnąć. Dzisiaj bez modlitwy.
Ten „pierwiastek nadprzyrodzony”, w świecie do bólu realnym, znalazł się tu – jak przypuszczam – nie bez kozery. Jest oczywistym przejawem tęsknoty nie tyle za anielskością natury ludzkiej, co za nadzieją.

Książkę dopełniają, wplecione między utwory, sugestywne (i całostronicowe) fotografie Justyny Majzel. Trzeba też wspomnieć o bardzo ciekawym, dobrze analizującym istotę tekstów, posłowiu Anny Kapuścińskiej. Zwracam na to uwagę, bo za często posłowia i wstępy (w książkach literackich) nadużywają interpretacji lub słodzą do mdłości. Tu tego nie ma.

Cóż, powiedzmy jasno, zatrzaskując okładki: ta niepozorna objętościowo rzecz T. Majzela warta jest grzechu lektury.
Wanda Skalska


Tomasz Majzel Opowiadania w liczbie pojedynczejhttp://wforma.eu/183,opowiadania-w-liczbie-pojedynczej.html