Nie wiem albo nie umiem mnóstwa ważnych rzeczy. Na przykład nie wymieniłbym nazw dziesięciu (lub choćby ośmiu) wsi podwarszawskich. Owszem, bywam pod miastem, chętnie włóczę się polem-lasem, ale za mało zwracam uwagę na tablice z nazwami. Błąd! Nie wiem też jakim cudem działa Internet, z którego co dzień korzystam. Zaglądałem w tej sprawie do różnych encyklopedii i do Wikipedii, lecz mało co rozumiem z zawartych tam objaśnień. Nie znam daty swojej śmierci, a dobrze byłoby znać, skoro zna się na przykład datę urodzin? (Może się mylę.) Nie znam choćby parudziesięciu z wielu tysięcy języków, którymi posługuje się ludzkość. Jak można nie znać marnych parudziesięciu języków? Nie wiem, jak się żongluje trzema piłeczkami ani tym bardziej jak pięcioma. Nie zagrałbym na bandoneonie, nie nauczyłem się. Nie wiem, jak się zarabia duże pieniądze. Nie umiem też porozmawiać z Panem Bogiem. To znaczy ja do Niego mówię, a On zawsze milczy. A więc nie jest to rozmowa. Rzeczy, których nie wiem lub nie umiem nie ubywa w miarę upływu lat i zdobywanej przeze mnie wiedzy, przeciwnie, przybywa. Wiedza, którą zdobywam, tym silniej uprzytamnia mi, jak bardzo nie do ogarnięcia jest świat, w którym żyję. Im więcej świata poznaję, tym mniej go rozumiem. Błędne koło.