Patrzysz na bażanta, który mieszkał obok. Bez stada, śladów, kiedy się odwraca i nic nie wzbiera, nie płacze. W długie wieczory tkwimy myślami w listach. W tamtej chwili, lekkiej jak pióra sformułowanych w zdania monologów. O tym, z czym sobie radzisz najlepiej, a co ciągnie się schodami na strych. Pracownia. Przekładam kostki, owoce, grzechotki. Klatkę. Przez drzwi ucieka ciepło. Wiadomo – poza dziećmi coś albo nic nas (nie) łączy. Możliwe, że głos zahacza o miejsca. Skórę, wystające kości. Pieści się z nami, jeszcze chwilę. Patrzysz na bażanta, który przetrwał zimę. Jesteś ze sobą jak on. Tracimy i odzyskujemy siły. Układamy dni według imion, doświadczeń. Wspomnienie dzieciństwa. Idziesz w tamtym kierunku, drogi się rozchodzą. Zapisujesz w liście, że czegoś nie zrobiłaś i nie chcesz tego zaakceptować. Nie teraz.
© Małgorzata Południak