copyright © www.latarnia-morska.eu 2013
Na pierwszy rzut oka utwory Zenona Fajfera, zgromadzone w zbiorze Powieki, otwierają, przedstawiony przez niego świat, podwójnie. Są one dwuwymiarowym przejściem, skrytymi drzwiami między tym, co widzialne a tym, co niewidzialne. Zatem, tylko z pozoru, dokonują ambiwalentnej przemiany, bo są obnażeniem rzeczy, która pleni się na rzeczy, odsłonięciem przesłony, która rodzi się na przesłonie. Pod powiekami skrywają się oczy, ale po ich otwarciu widzimy już inne oczy, które przykrywają coś jeszcze, jakiś niewidzialny świat. Ten tomik to studium zasłoniętego oka. W nim mieści się wszystko, całe ciało, cały człowiek i jego zaplecze duchowo-mentalne. Fajfer pokazuje nam, jak mamy patrzeć i na co w tym wielowymiarowym spojrzeniu zwrócić mamy uwagę („oko wewnątrz oka. Za ekranem jego druga źrenica”).
Oczy to tylko płaszczyzna, okno na świat, który już nie jest płaski, przestrzeń, która dzieje się w niedostępnym dla nas trójwymiarze. Szkic oka, który kreśli poeta, zawiera w sobie pytanie o strukturę, budowę świata, i to w dodatku świata literatury, który jest jakże różny od przestrzeni realnej. Literatura jest piękną baśnią a niekiedy groźną opowieścią o tęsknocie. Literatura jest po prostu samą sobą, która przechodzi przez siebie, przenika swoje ciało. Dlatego poeta uświadamia nam istnienie „więzienia wewnątrz więzienia”, uwikłania się literatury w siebie samą.
Oczy odsłonięte bądź odsłaniające się właśnie przed nami znamionują stan odświeżania, otwierania się umysłu, powołania do życia nowego rozdziału literatury. Musimy oddzielić jednak od siebie to, co cielesne i to, co za somatyczne uznane być nie może. Z tej przestrzeni wyłania się inny rejestr pojęciowy. Zagadnienie rozumu i związanego z nim myślenia jest jedną z kilku kategorii centralnych w tomiku. Fajfer próbuje podać nam jego definicję, po czym, udowadnia, że rozum jest zbyteczny. Dlatego poeta zawiesza na chwilę działanie umysłu, by wejść w przestrzeń, gdzie nie jest on potrzebny. Większą rolę według niego odgrywa wyobraźnia, która jest rodzicielką literatury.
Czytając Fajfera, wydaje nam się, że jego liryka jest dwuwymiarowa, że ma powierzchnię i głębię. Tymczasem wcale tak nie jest. Ona nie ma powierzchni tylko głębię i „głębię głębi” rozciągającą się w nieskończoność. To wielowymiarowa i wielowarstwowa konstrukcja pozwalająca odkryć wiele aspektów jednocześnie. Jest jednak coś ponad tym. Podwójność widzenia jest przecież płaska. A o spłaszczanie rzeczywistości Fajfer posądzony być nie może. Dlatego poeta nie mówi ani o materii ani o duszy, ale o antymaterii. Podmiot liryczny pogrążony jest w stanie hiperkreacji i hiperpozorów. Pozostaje mu jedynie zamieszkać wśród pseudoznaczeń i nibyrzeczy, które realnymi rzeczami przecież nie są. To tylko ślady, które same w sobie nic nie znaczą. Zenon Fajfer buduje mosty pomiędzy tym, co jest śladem rzeczy a rzeczą. Nie możemy artysty oskarżyć jednak o bycie prorokiem. Bo projekcje poety wizjami nie są. To tylko „półbłędne”, wielopoziomowe stany wyobraźni, które inicjują proces nawarstwiania się kolejnych „wariantów” literatury.
Tomik Fajfera w takim wymiarze kultywuje głębię. Autor tomu Powieki zachęca do spojrzenia w inny sposób na, wydawałoby się, znane nam dobrze rzeczy. Wiersze prowokują nas do wychylenia się w poza czas, w przestrzeń „innego wieku” (po-wieki), w kierunku poza-realności. Poezja Fajfera jest nieskończoną eksploracją głębin, próbą ujawniania tego, co nigdy nie da się do końca ujawnić, bo coś tkwi zawsze głębiej od czegoś. Wynika stąd koncepcja czytania tego tomiku jako kompozycji szkatułkowej.
W wielu miejscach poeta otwiera pewien problem a potem go zawiesza, by powrócić do niego w innym czasie. A to dlatego, że Fajfer woli milczeć niż pochopnie zabierać głos. Dlatego jego wiersze są bardzo przemyślane, wręcz ascetyczne. Poeta zbiera tylko esencję, oddaje kult zasadzie „minimum słów maksimum znaczenia”. Liryki Fajfera, mimo pozornej niespójności, stanowią całość. Ta poezja to proces odsyłania, to nie tyle ciąg, ile sposób odwlekania, następujący w wielu przestrzeniach w tym samym czasie. Jednocześnie omawiana liryka kontynuuje najstarszy sposób przekazu myśli, posługując się formułą szyfru. Ale poeta znacznie to komplikuje, bo nie chodzi mu już tylko o samą kontestację poetyki. Ta sztuka poetycka ma olbrzymi związek z jego sposobem percepcji świata, z jego prywatnym światopoglądem. I poetyka jest tylko pretekstem do wyłożenia wszystkich jego składników, wydobycia ich na wierzch oraz wzmocnieniem postawionej przez niego hipotezy. Zatem świetna historia poetyki zostaje zdemaskowana przez przemyślenie i weryfikację sposobu patrzenia na świat.
Poezja Fajfera to model bardzo specyficznej awangardowości. Jest ona wychylona ku współczesnemu światu, odpowiada bowiem na jego potrzeby. Dlatego niezrozumiały liryk staje się jasny wtedy, gdy odczytany zostanie w perspektywie ponowoczesności. W utworach Fajfera zamknięta jest jednak nie tylko teraźniejszość. Ten świat współtworzą także echa przeszłości. Granicę między porządkami (przeszłość – teraźniejszość – przyszłość) niszczy „energia rozpadu”, „entropia”, która bierze się znikąd. Bo Eden może równocześnie istnieć i nie istnieć, może być obok jako „Od barwy odsączona krew”, wszystko zależy od mieszkających w nim bohaterów. I jednocześnie artysta zaznacza: „Nie istnieje Eden. Tamten ogród porósł entropią, rozumchem zarósł”. Zatem rozum zabija a intuicja tworzy, generuje kolejne procesy kreacji. Dlatego Eden może jednocześnie istnieć w ukradzionej godzinie, w wyłomie tego, co nie istnieje: „Ukryjmy/ się, mówisz. Ukradnijmy godzinę, Aion” W zatrzymanym czasie, pochłonięci przez nieistnienie, poszukują bohaterowie liryku utraconego czasu, zasypanej przez słowa Arkadii (świata zasypanego „Alfabetami”). Tej Arkadii, która podobna jest do tej z poematu „Luiza” Andrzeja Bursy.
Arkadia jest według nich tam, gdzie spotykamy się z wymiarem niedopowiedzenia, gdzie słowo nie nadużywa innego słowa, nie rozprzestrzenia się w nim brutalnie, ale gładko użycza innemu słowu siebie, szepcząc własną historię. Tych opowieści ukrytych w zaledwie jedynym wierszu Fajfera jest bardzo wiele, ale każda ma własny kształt i wymiar, poza tym współtworzą one inne opowieści. Rozpad jest tworzeniem, bo wystawione na zniszczenie słowo odgrywa ogromną rolę przy „efektownym końcowym czytaniu”. Zatem zaprzeczenie istnienia Edenu, o którym przecież pisze Fajfer, jest paradoksalnie jego potwierdzeniem, namacalnym dowodem. Z tego wynika ironia świata, ironia rzeczywistości, która w Powiekach przecież nie wydaje się realna. To nierealność jest modelem bytu. Liryki Fajferowskie wydają się podejmować próbę oswajania rzeczywistości, czego dokonać się nie da, bo jest to proces skazany na wieczne niedokonanie, czas przeszły niedokonany i przyszły niemogący się zrealizować. Uładzenie rzeczywistości przychodzi do nas w stanie wiecznego nieoswojenia. I w tym tkwi, według poety, wybawienie, w jego ustawicznej niemożliwości, w zaciemnianiu i pochłanianiu rzeczy przez rzeczy.
Wydaje się, że poezja Fajfera, i to zabrzmieć może paradoksalnie, jest barokowa. Dlaczego? Tak jak w poezji „awangardowej”, tak i tutaj, świat traci swoje centrum. Podlega on procesowi dezintegracji, pofragmentowaniu, I to my, czytelnicy, musimy te kawałki pozbierać i dopasować do siebie jak puzzle. Rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, nastawiona jest na obciążanie nas wielością, duszenie nas i zaśmiecanie chaotycznymi związkami między podmiotami. Nie tylko to naprowadza nas na ten trop interpretacyjny. „Opiekuńczy rzut kośćmi” jest w zbiorze Powieki postawionym pytaniem o granice naszego istnienia. To pytanie o śmierć, która nadchodzi z zewnątrz i odpowiedź na nią, która staje się w nas. My wiemy, że nadejdzie, zatem możemy ją przewidzieć. Nie jesteśmy tylko pewni, kiedy to nastąpi
Fajfer pragnie ocalić to, co znaczy samo z siebie, co odnosi do wielu przedmiotów, ale jest stałe i niezmienne, jak w wierszu „Nekrostych” znaczą pojęcia entrance, emergency, exit. Fajfer ocala w człowieku poczucie stałości, niezmienności pewnych prymarnych kategorii. I niejednokrotnie korzysta z funkcji patrzenia, by ocalić spojrzenie na rzeczy. Poezje Zenona Fajfera zarysowują zawsze coś obok, podkreślają istnienie pewnej przestrzeni pomiędzy, „Oddzieleni drutem kolczastym idealni/ kochankowie. Umrzemy razem? Za...”. Jesteśmy zawsze przez coś ograniczani, ktoś lub coś blokuje nasz ruch. Fajfer odpowiada na to pytanie, drwiąc nieco z nas, czytelników, że to my sami wmawiamy sobie te ograniczenia, dostrzegamy je wokół. Podczas gdy żadne bariery nie istnieją, to tylko wymysł naszego umysłu, jego igraszka.
Podsumowując i jednocześnie otwierając problem interpretacji tomu Powieki, Fajfer potrafi sprostać wyzwaniom współczesności. Jego światopogląd bliski jest znalezieniu wyrwy w czasie i przestrzeni oraz odszukania szczeliny między niepostawionym pytaniem a już udzieloną odpowiedzią. Fajfer buduje utwory literackie w ten sposób, że nie pozostaje niczego winny wierszowi. Ale o jego lirykach nie da się pisać inaczej jak nimi samymi.
Anna Łozowska-Patynowska
Zenon Fajfer Powieki – http://www.wforma.eu/282,powieki.html