copyright © http://dajprzeczytac.blogspot.com 2023
„Dzień, w którym umarł Belmondo” to liryka czasu. Składają się na tom dwa poetyckie rozdziały: „Kalendarz” i „Klepsydra”. Pierwsza część zbioru Jarosława Jakubowskiego to, zgodnie z tytułem, wiersze skupione wokół harmonogramu miesięcznego.
Wita nas kwiecień. A więc nadzieja, nowy początek i rozkwit. Jednak miast wiosennych krajobrazów obserwujemy ucieczkę podmiotu w świat natury, w las i maskującą ciemność. Nie wiemy jeszcze przed czym „ja” liryczne się chowa, ale wiemy na jak długo – „więcej nie wrócić, bo nie ma powrotów”.
W niesamowity nastrój wprowadza nas, już na samym początku, męski podmiot Jakubowskiego. Podglądamy mężczyznę w jego osobistych rozmyślaniach. Obserwujemy z jakimi emocjami, myślami, lękami się zmaga. W zasadzie to jego życie jest wielkim oczekiwaniem – z jednej strony bardzo pożądanym, niecierpliwie wypatrywanym, a z drugiej – nieustannie oddalanym w czasie. Obecnie podmiot stoi gdzieś pomiędzy, w środku czasu. „Nie jest jasno, ale jeszcze się nie ściemniło”. Ciągle ma coś przed sobą, ale oddycha jednak tym powietrzem „pełnym wspomnień, westchnień, nawoływań”. Tych momentów odcinania się od otoczenia jest wiele, m.in. „żywopłot z dzikiego wina oddziela mnie od reszty świata”.
Każdy wiersz z tego zbioru charakteryzuje się grą delikatnych napięć. Jakubowski, za sprawą swojego podmiotu, wprowadza pewien niepokój, sytuacja liryczna jest stale napięta. A do tego dochodzi detal. Podmiot obnaża swoją wrażliwość właśnie poprzez drobiazgowy opis. Duże znaczenie mają szczegóły przyrodnicze – podmiot wychwytuje wszelkie zmiany widoczne w naturze, skrzętnie je odnotowuje:
„Przekwitły forsycja i kalina, białymi dzwonkami okrył się żylistek.
Młoda koniczyna pracowicie odrasta po ostatnim strzyżeniu”
(„Początek czerwca. Schyłek dnia”).
Czy jest to jego sposób na odliczanie dni, czy może jednak upatruje w tej cykliczności nadziei? A może po prostu – tak zwyczajnie, po ludzku, cieszy się widokiem? Można mieć wrażenie, że ta ujmująca wnikliwość w obserwacji i opisie ma nadać podmiotowi realny wymiar jego istnienia. Być może też te skrzętne notatki są po to, by mężczyzna otaczał się życiem – miał jak najwięcej potwierdzeń na to, że otacza go to, co nadal żywe. A śmierć jest daleka. Bo chyba z traumą po odejściu bliskiej osoby zmaga się podmiot, choć nigdzie nie przyznaje tego wprost. W pierwszej części podmiot wielokrotnie odmalowuje portret ukochanej kobiety – relacjonuje czy tylko odtwarza z zasobów pamięci jej ruchy, gesty, bycie?
W „Klepsydrze” mamy wiersze uporządkowane już według innego zamysłu. Tu już podmiot przegląda się bardziej w swoim wnętrzu niż obserwuje otoczenie. Bada człowieka jako takiego, zanurzonego w świecie różnych kultur, tradycji i wartości. Mężczyzna przyswaja sobie zdarzenia, analizuje je jednak przez intymne filtry. Dzięki temu daje obraz nie tylko świata, w jakim uczestniczy, ale i odbicie własnego wnętrza.
„Dzień, w którym umarł Belmondo” to niespieszna poezja, w której wersy przesypują się jak piasek w klepsydrze, przybliżając do nieuchronnego końca. Tu żyje się na krawędzi, a czytaniem przybliżamy podmiot raz w jedną, a raz w drugą stronę tej granicy.
Kinga
Jarosław Jakubowski Dzień, w którym umarł Belmondo – http://www.wforma.eu/dzien-w-ktorym-umarl-belmondo.html