Algezja, frenezja, Tunezja. Atrapa, kanapa, agapa. Coś we mnie chce koniecznie zdźwięczniać wyrazy. Wierszowanie jest procederem, odbywającym się gdzieś w połowie drogi między myślą i muzyką. Poeta szuka rymów do słów, które w nim żyją (albo słów do niemych rytmów).
„Niech nikt nie będzie cudzym,
Kto może być swoim własnym.
Wielce szanowni słudzy,
Niech nikt nie będzie cudzy…”
- ten fragment (inspirowany Paracelsusem) napisał mi się wczoraj jako rodzaj ćwiczenia, gimnastyki rymo-rytmicznej, nic więcej. Nie zamierzałem rozwijać go w cały wiersz, nie czułem po temu potrzeby.
A oto inne podobne urywki, które mam w notatniku i także nigdy ich nie rozwinę:
1. Dla siebie każdy ma na imię Ja
i wobec tego ja jestem każdym.
We wspólnym duchu toczy się ta gra –
dla siebie każdy ma na imię Ja…
2. Żyje się tak krótko długo,
lata mkną, minuty pełzną.
Czas jest panem, człowiek sługą –
żyje się tak krótko długo…