Dostałem od Niej szklaną wiśnię z Murano. Przepiękną. Łudząco podobną do jadalnej. Znalazłem tę wisienkę dzisiaj wśród wielu rozmaitych „pamiątek”, przenoszonych z pudełka do pudełka, z szuflady do szuflady. Wiśnia ma ubitą szypułkę; sterczy z niej malutki ogonek.
To kotka Szila (tak ją nazwała jej mała Pani, ze względu na szylkretowe umaszczenie), bawiąc się, strąciła ją , ze stolika. Byłem zły na siebie, że nie przewidziałem takiego obrotu rzeczy. Dzisiaj, trzymając to okaleczone cacko, myślę z czułością o Szili. Była u nas (z nami) od kocięcia do śmierci. Wiele lat. Jej wyzbywanie się życia, z chwili na chwilę, do ostatniego dreszczu, a także to, co było jej kocim straszeniem śmierci – przyjąłem jako pouczenie. Głęboko. Z powagą. I – muszę to tak powiedzieć: z szacunkiem dla kociej godności.
© Bogusław Kierc