Jestem wśród ludzi (z nimi), którzy mi się powierzają. To nie jest precyzyjne określenie dyspozycji aktorskiej wobec reżysera. Ale akurat z nimi jestem w intymnej komitywie oddziaływań duchowych i emocjonalnych. Wspólnie „budujemy” przedstawienie. I jakoś wiemy, że „budujemy” siebie na (nieznaną) Przyszłość. Tę, w którą wliczona będzie pojedyncza śmierć. Obecna w każdej ewokacji teatralnej. Także w sztukach dla dzieci. Czy to właśnie wyjawiło mi się wtedy, kiedy (uszczęśliwiony) witając Pierworodnego, powiedziałem ty także umrzesz? Bez obawy, strachu i przeczucia fatum. Z franciszkańską świadomością bliskości „siostry śmierci”? Coraz mi tkliwiej do niej. Coraz wyraźniej widzę ją pełną życia.
© Bogusław Kierc