Od czasu, kiedy powiększa się odległość między moim ostatnim byciem na scenie a obecnym pozostawaniem „w stanie spoczynku” (aktorskiego), dolega mi spóźnione zdziwienie, że ponad dwie trzecie mojego życia przebyłem w teatrze. W jego wielorakich wymiarach przestrzeni, czasu, marzenia i... nieobliczalności. Inaczej mówiąc – przez te dwie trzecie udzielałem się grze. Używam tego słowa bliżej Wittgensteinowskiej gry językowej, niż – udawania (czy – szlachetniej: wcielania się w postać).
Przed laty, patrząc na sceniczne „kreacje” mojego brata, doznawałem wrażenia, że rola go zabiera. I budziło to we mnie paradoksalny smutek.
A ile ról mnie zabrało? Bezpowrotnie.
© Bogusław Kierc