nowości 2025

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

Dariusz Muszer, 123. Hannover, Pole Czaszek (2)

2016-10-14 10:15

Kruhtorin XVI i pan Toco znajdowali się na statku kosmicznym, który – według mózgu pokładowego i jego biosensorów – zbliżał się do Ylet314, zimnego ciała niebieskiego klasy 1O2Z (ożywione, zdatne do zasiedlenia, zasiedlone) o właściwościach paralelnych. Ylet314 znana była w bezkresnym multiwersum pod wieloma innymi nazwami, z których za najbardziej nielubianą uchodziła: Ziemia. Często używano jej jako obelgi lub przekleństwa.

Pan Toco wylągł się na E565, największej planecie typu 1O2Z w Zielonym Wymiarze, i był Robokkerem. Lud ten należał do gatunków, które nie tylko rozmnażały się bezpłciowo, ale również odniosły w tym pełen sukces. W całym multiwersum Robokkerzy uchodzili za jedynych, którym namacalnie udało się połączyć bezpłciowość ze strzałem w dziesiątkę. Dokładniej mówiąc, chodziło o rozmnażanie ksenowegetatywne, czyli takie, które może dojść do skutku wyłącznie dzięki pomocy z zewnątrz, co zresztą w przeszłości mocno utrudniało sprawę sukcesu. Można by tę metodę określić mianem klonowania, ale tylko wtedy, gdyby ktoś zamierzał pójść na udry z Robokkerami. Bo oni sami nie przepadali za tym terminem. W ogóle nie lubili, żeby ktokolwiek mówił lub pisał o ich sposobie rozmnażania i ich życiu nieseksualnym albo też robił im przy tym zdjęcia. Byli na to zbyt nieśmiali. I uważali, że to okropny wstyd. Wspomnianą pomoc z zewnątrz zawdzięczali P-Oku-Yanom. Jeśli zaś chodzi o sukces, to Robokkerzy, żeby zrobić miejsce dla siebie, zepchnęli inne ludy zamieszkujące E565 do rowu. A potrzebowali dużo, bardzo dużo miejsca. Rów był szeroki i głęboki, po brzegi wypełniony rozżarzoną magmą. Zepchnięcia dokonano przy użyciu prostych narzędzi oraz maszyn. Dość szybko, bo zaledwie w przeciągu trzech generacji, spychający zamienili podbitą planetę w wymarzone miejsce do życia. Rzecz jasna dla Robokkerów. Bo nie było już nikogo, kto by im przeszkadzał. A stało się to przed milionami multiwersjańskich lat. Ich dewiza brzmiała: „Jedna rasa hodowlana dla jednej planety – jedna planeta dla jednej rasy hodowlanej”. I mocno się tego trzymali. Podkreślić należy, że taka postawa nie była i nie jest wcale czymś wyjątkowym w multiwersum, lecz szeroko rozpowszechnionym pradawnym obyczajem.

© Dariusz Muszer

►oficjalna strona internetowa autora