nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Dziennik oslański, 9 sierpnia, 2

2015-09-30 01:01

W Oslo zadziwia liczba postumentów nagusów: kobiet, mężczyzn i dzieci. Jest w tym szczególne upodobanie do ludzkiego ciała, choć niekoniecznie w stylu starożytnych Greków: tu liczy się efekt, poza, ekspresja wyrazu i indywidualizm ujęcia aktu. W parku Wielanda zapewne jest tego typu postumentów więcej. Ale tu, wśród starych i wysłużonych haubic, dział pamiętających korsarskie zdarzenia siedzą lub stoją ukryte postaci z innego świata. Bardziej zdobią niż ekscytują, wpisują się w tutejszy uładzony świat swoimi członkami.

Głodni próbujemy pizzy u Hindusa, który przyrządza ją na sposób Wschodni, a nie śródziemnomorski. Trzeba płacić gotówką. Jest świeża dostawa do pizzerii: widać, że się dobrze znają. Ten, który przywiózł towar, też zapewne Hindus (Viola mówi, że Turek), zbiera rozrzucone drobne papierki sprzed wejścia do pizzerii, a potem ze smakiem zajada kawałek placka. Rozmawiają między sobą w nieznanym języku: zapracowani, ale uśmiechnięci, prawie szczęśliwi. Dostawca zerka na nas siedzących przy ulicznym stoliku ciekawie, ale nie natrętnie. A potem dyryguje lokowanie niezjedzonego kawałka pizzy w firmowym kartonie. To dla Justyny. Odchodzimy syci. Idziemy w stronę Vulkanu, zawładniętego przez młodych Norwegów. Tu rano i w wieczór dobiegają dźwięki ekspresyjnej muzyki, mocno uderzana perkusja pobrzmiewa i wyznacza rytm naszemu marszowi do hotelu.
 
Sjesta.

© Maciej Wróblewski