Sprawy przedstawiane są tak, jakby nikt dotąd nic o nich nie wiedział, chociaż wydają się powszechnie znane.
Można przy okazji pomyśleć nad wydawaniem się i nad milczącym słowem, które poprzedza słowo przejawione.
Potem czyta się pamiętniki, w tym przypadku zwykły żółty zeszyt, w swoim czasie czytałam notatnik jasnoczerwony w płóciennej oprawie, napisałam o nim najwyżej jedno zdanie, bo zamyka się taki zeszyt i mówi: W końcu cóż mogę wiedzieć o tym, co jest nierzeczywiste?
Chodzi raczej o ślady zdarzeń. O uprzątnięcie sznura, odczepienie go od belki na strychu.
Tajemnicą pamiętników jest miłość, z całą jej grozą natury i jakby dość jasnym odcieniem czerwieni, jakiej używają malarze w portretach, gdy chcą wyrazić głęboki lęk.
O takiej roli czerwieni nie wiedziałam.
Drzeżdżon wierzy w miłość, w prawdę, w piękno, w symbole, w smugę światła, która pojawia się, gdy znika czarna plama.
Oni tam stoją i mówią o tym w taki sam sposób, jak pojawiają się kręgi na wodzie, aż wydarzenia zaczynają się poruszać, rozgrywać tak nagle i tak przenikać się nawzajem, jakby to się śniło, a gdy mają przeczucie, że wydarzy się nieszczęście, ono oczywiście się wydarza.
________________________________
Jan Drzeżdżon – Oczy diabła
© Marta Zelwan