nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Jan Drzeżdżon Rotardania

Anna Frajlich Pył [wiersze zebrane. tom 3]

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Artur Daniel Liskowacki Zimno

Grażyna Obrąpalska Poprawki

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Uta Przyboś Coraz

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

Karol Samsel Cairo declaration

Andrzej Wojciechowski Nędza do całowania

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

PISMO SZYBKIE, Sennik szczęśliwicki (45)

2023-01-04 13:05

17 września 1986
Pierwiastki ziem rzadkich wyszukiwane były przez Halszkę jako kamienie, przeze mnie jako słowa książki, którą o tych poszukiwaniach napisałam. Książki dziejącej się równolegle z pisaniem, Halszka nadążająca z czytaniem i odkrywająca, że właśnie tego szuka. Treścią opowieści, za którą podążała Halszka, było podążanie. Bohaterska para kochających się ludzi szła od wioski do wioski, szukając bezpiecznego miejsca dla swojej miłości. Wyszli z miasta Lira i chcieli tam wrócić, jednak zły czarownik wysłał za nimi szpiega, który ich tropił. Pewnego razu szedł nawet razem z nimi i ośmielił się objąć kobietę za ramię, w deszczu, w zmierzchu, w gromadzie innych ludzi, prawie niezauważalnie. Mężczyzna szedł obok, widział to i nie śmiał mu przeszkodzić. Grupa wieśniaków stopniowo ich opuszczała, rozchodzili się do swoich chat, ciemniało, mżyło, oni sami też wyglądali jak wieśniacy, w półkożuszkach, zabłoconych buciorach, kobieta w wiejskiej chustce. Ale było to tylko przebranie wiecznych uciekinierów, bo coś się sprzysięgło przeciw ich miłości. W pewnej chwili musieli się rozstać. Kobieta przebiegła opłotkami, w wielkim deszczu, do pustej chaty. Mogła spodziewać się nadejścia szpiega, który chciałby się ogrzać, w palenisku pod kuchnią buzował ogień, kobieta zdjęła chustkę i udawała, że krząta się jako gospodyni. Szpieg istotnie wszedł i zaczął z nią rozmowę o uciekinierach. Była bardzo małomówna, powiedziała coś o wyjściu do krów, zarzuciła chustkę. Szpieg siadł za stołem, nie pozwolił. Wtem wpadła ze śmiechem gromada dziewcząt i chłopców, miał być ślub, dziewczyna w progu zawołała mamo!, ale spostrzegła że przy stole siedzi kobieta co prawda podobna do matki, tak samo czarnowłosa, ale inna. Zrozumiała, że ta kobieta ukrywa się przed złym człowiekiem i trzeba jej pomóc, dalej więc mówiła jak do matki: o deszczu, o ślubie, popychała weselników do innej izby. Kobieta wstała, zawiązała chustkę: wtedy weszła prawdziwa gospodyni ze skopkiem pełnym mleka, ale kobiety były jak sobowtórki, szpieg zdziwił się tym i zmylił. W tym miejscu Halszka przerwała czytanie, bo właśnie nadążyła za opowieścią, siedziałyśmy w tej chatce z bierwion, przed tą sceną, która rozpływała się w nicości. Siedziałyśmy na drewnianych stołkach przy ogniu, Halszka odwróciła parę kartek wstecz, gdy wszyscy jeszcze szli w gromadzie. Przyznałam jej rację, że dałam się zaczarować słowom zły czarownik. Ten właśnie czarownik wysłał przeciw bohaterom nie tylko szpiega, ale i moje słowa. Halszka powiedziała, że to nic, wystarczy niepotrzebne skreślić, a będą szli tak, jak szli naprawdę – z miasta i do miasta Lira, które ona zna i również tam dąży, poza tym chce z wiejskiej wełny, jaką widziała po drodze, gdy szliśmy z wieśniakami, mieć ręcznie zrobiony sweter. Obiecałam, że jej go zrobię i poczułam, że jeśli ten sweter będzie zrobiony wewnątrz opowieści, którą piszę, usprawiedliwi całe moje pisanie. Z czasu, który zajęłyśmy rozmową, skorzystali uciekinierzy. Wymknęli się i wydawało się, że mają teraz większą szansę ucieczki niż dotąd.

© Marta Zelwan