HELSTEIN-HELIŃSKI STANISŁAW. Niedawno zachwycałem się pseudonimami naszych pisarzy (Czesław Halicz, Mirosław Bezłuda, Aleksander Oleszycki), dorzućmy więc jeszcze jeden pseudonim (Jerzy Kryszand), którym posłużył się Stanisław Helstein-Heliński, autor „Akademii urwipołcia” z 1937 roku.
O Helsteinie-Helińskim niczego nie wiem, ale odtąd lwowianina będę kojarzył z urwipołciem w tytule powieści. Z urwipołciem, który powoli wypada z polszczyzny, nad czym boleję. Nie pozwólmy ogołocić się z urwipołcia, jest nazbyt piękny.
Z dzieciństwa pamiętam „kaniuka”. Moja unicka matka nazywała mnie „kaniukiem” lub „kaniuczyskiem”, kiedy zachowywałem się niesfornie. A psociłem przecież każdego dnia.
[11 V 2020]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki