Życie mnie nie zachwyca. Śmierć ma mnie w swojej opiece. Bezpośrednio i bez mistyfikacji. Bezwarunkowo. Wiem niewiele o agonii, nie wiem nawet, czy wiem coś więcej o życiu. Znam ostre krawędzie worka foliowego, kartek wypadających z półki, których nie zdążyłam przytrzymać. Krew tworzy fabułę i obraz. Na moje podobieństwo. Mogłabym napisać o rozwielitkach, pragmatyce, retoryce i paradoksie Pinokia, ale jestem spokojna. Nie mam w sobie uśmiechu, pogody, dziecięcych dąsów. Sen wieczny, kostucha, przemijanie, godzina śmierci, odejście, zejście, Mora, Morena, destrukcja, konanie, ponury kosiarz, wieczny spoczynek, zatracenie, kres życia, odchodzenie, umieranie. Nie da się śmierci odpowiednio zastąpić, każde słowo wydaje się zabawne, a przecież symbolizuje utratę, której nie potrafię wypełnić. Żadnej nadziei, jakiejś otuchy, ulgi, spokoju.
© Małgorzata Południak