A może właśnie chodzi o przetaczanie początków do końca, z gagami,
niepotrzebnym fiku-miku, spalonym teatrem i całym tym pięknym światem,
który niknie, przelatuje przez palce. Chwyta się byle czego i oddycha jak leci.
Później gaśnie. I nie ma lepszego czasu, ani gorszych dni. Codziennie
potykam się o martwe drzewa. Ogólnie nie wiem, komu wymierzyć policzek.
Ile faktów składa się na jeden porządny upadek. Kość pociera kość.
Pytałaś mnie, czy wierzę w Boga, w ofiarność. Śmierć zwierząt nie pozwala mi
pogodzić się z fachowcami od nawrócenia, z państwem. Za plecami przeinaczają
nasze kroki, zwodzą na manowce, mącą. I przypominam sobie smak drugiej miłości.
Kieliszek calvadosu. Ból odklejanej tęczówki
© Małgorzata Południak