copyright © http://salonliteracki.pl 2018
Sławomir Kuźnicki poprzedza swój najnowszy tom, „Kontury”, mottem z wiersza Margaret Atwood: „Eating fire / is your ambition: / to swollow the flame down / take it into your mouth / and shoot it forth”. Bardzo odważnie, dynamicznie i obiecująco. Po takim otwarciu oczekiwania czytelnika są spore, chce energii, chce twórczości, chce destrukcji. Wydaje się, że właśnie to dostanie – pierwszy wiersz nosi tytuł Biegnij, więc czytelnik bierze rozbieg. I z całą mocą wpada głową w mur – „dzień jak co dzień / martwy wieczór / w martwym mieście”.
Trasa biegu, w którym mamy wziąć udział, jest niejednorodna: raz kręta, raz prosta; niekiedy przy głównej arterii, a innym razem zwodząca na manowce. Niewątpliwie jednak jest to bieg na krótki dystans. Kuźnicki pisze zwięźle; ledwie startuje, a już jest na mecie. Prowadzi nas przez pola i lasy, by za chwilę wrócić na tereny zawładnięte przez cywilizację. Jedno pozostaje niezmienne, o czym zostajemy wyraźnie uprzedzeni: „będzie pod górkę”. Jednak poza tym stosowana jest zasada „hopsa i w bok”. Tematy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Czytamy o miłości, o poezji, później wkracza prawda, ironia, zabawa językiem; potem znów miłość i poezja. Poeta, niezmiennie trzymając się bardzo krótkiej formy, kreśli tytułowe kontury. Na wszystko musi nam wystarczyć rzut oka (ewentualnie dwa). Kontury są raczej pobieżnie naszkicowanymi liniami. Nie wyłania się z nich żaden konkretny, dookreślony kształt. Autor do pewnego stopnia daje się prowadzić językowi, niekiedy wykorzystując jego energię, by przełamać martwotę, by z niczego zrobić coś: „pieśń trzepoce / pieśń wieje / o wietrze! / niech niesie”. Znacznie częściej jednak kontroluje sytuację, by tę energię móc dozować „dla twojej wiedzy / dla mojej przyjemności”. No właśnie: jaka z tego wiedza, jaka przyjemność?
W tych wierszach wyjątkowo dobrze widać nadzór autora. Nie chce zanadto odsłaniać siebie, nie chce pokazać od razu wachlarza wszystkich sztuczek. Mówi nam: „oszczędzajcie na każdym / niezbędnym słowie” i sam z powodzeniem tę zasadę stosuje. Gdzie tu więc ogień? Gdzie pościgi, gdzie wybuchy? Tom Kuźnickiego to raczej nic niż coś, pustka, a nie pełnia, bardziej śmierć niż życie. Poeta w pełni świadomie powściąga tę energię, ale widać jej buzowanie pod powierzchnią. Tym większe więc poczucie straty, że nie została wykorzystana. Podmiot wyraźnie oszczędza siły na te przeczuwane kolejne górki, niespodziewane trudności. Jeśli przyjmiemy, że Kuźnicki tworzy jednolity kontur współczesnego trzydziestolatka (a niekoniecznie musimy tak przyjąć), o którym możemy powiedzieć, że „jakoś [mu] się żyje”, pewnie na kredyt, a największe szaleństwo, na jakie się zdobywa, to niezapięcie pasów („niech się dzieje”), to podobnie prezentują się jego wiersze. To teksty na raty, spłacane w małych kwotach. To utwory wysupływane za ostatnie grosze. Jasne, bywają lepsze miesiące (np. „Sarna w opałach”, „Nie ten szum co trzeba”), kiedy mówi się więcej – a w tym wypadku znaczy to lepiej – ale bywają i takie, gdzie ciągnie się ostatkiem sił, ostatkiem słów (np. „Poszum”, „Prosperity”).
(...) Niewątpliwie jednym z ważniejszych bohaterów „Konturów” jest język. Język tu prowadzi, szuka dziury w całym, chce się wysłowić. Pozostaje jednak głównie niewykorzystanym potencjałem: trzeba z nim uważać, „szczelnie wypełnia usta / pustka”. Tom Kuźnickiego nie jest złą książką, ma kilka jasnych rozbłysków i sporo przyzwoitych wierszy, ale ostrożność autora, może nawet asekuranctwo, negatywnie wpływają na lekturę. Co jakiś czas natykamy się na deklaracje wskazujące na to, że podmiot chce się wziąć z życiem za bary, że już się nie wycofa rakiem, będzie jechał „z tym koksem / dalej po bandzie / sobie na pohybel”. Zaczynamy mieć nadzieję, ale – niestety – bohater znów „robi swoje – / trzyma się kurczowo”, znów się kuli w niefortunnej dla siebie sytuacji („Zsynchronizujmy zegarki”). (...)
Sławomir Kuźnicki, zgodnie z tytułem, zaprezentował nam kontury. Można więc powiedzieć, że czytelnik dostanie to, czego się spodziewa i o czym informuje go autor. Jednak nie da się uniknąć w trybie lektury poczucia, że „gdzieś tam musi być głębia – / przynajmniej jej fasada”. Jeśli istnieje coś takiego jak fasada głębi, to właśnie ją znajdziemy w „Konturach”. Należy liczyć się z frustracją i przygotować się na niechęć. Jaka wiedza płynie z tej książki? Wiedza dotycząca niemocy, nieustannego zmagania się z sobą i rzeczywistością, wiedza o przetrwaniu pozbawionym złudzeń. Chociaż cytat, którym Kuźnicki poprzedza swój zbiór wierszy, wydaje mi się średnio trafiony, to może z tego płynąć jeden wniosek: połykanie ognia musi w końcu odbić się czkawką, więc już na starcie jesteśmy na przegranej pozycji. A jaka przyjemność? Raz mniejsza, raz większa, ale z towarzyszącą czytelnikowi nieustanną świadomością, że ta przyjemność jest krótkotrwała – przez chwilę ogień daje ciepło i jasność, lecz za chwilę musi zgasnąć. (...)
Anna Mochalska
Sławomir Kuźnicki Kontury – http://www.wforma.eu/kontury.html