nowości 2025

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

"Człowiek z kowadłem", https://sztukater.pl, 13.02.2025

copyright © https://sztukater.pl 2025


„Niebo błyszczy niczym futro czarnego kota. Dobrze znane niebo, conocne niebo nad Hanowerem. Słońce opuściło je przed tysiącem lat i postanowiło nigdy więcej tu nie powrócić. Mieszkańcy dawno już się przyzwyczaili”.

Dariusz Muszer zaprasza nas do ciemnego, wyklętego świata ludzkich ułomności i wynaturzeń, świata tak przez człowieka splugawionego, że on sam też nie potrafi się już w nim odnaleźć.

Hanower, miasto, w którym autor mieszka, jest elementem autobiograficznym w tym specyficznym zbiorze opowiadań, zarazem jednak miejscem symbolizującym każde inne zasiedlone przez człowieka. Ten zaś w obecnych czasach wszędzie czuje się obco, zapuszcza korzenie płytko, ledwie po wierzchu, zawsze gotów do ucieczki.

Bohaterowie „Człowieka z kowadłem” czują się outsiderami, wyrzuconymi poza nawias, gorszymi i nierozumianymi. Z różnych przyczyn ich kontakt z otoczeniem jest nikły, a nawet wrogi. Są imigrantami, albo kobietami, zbyt biedni, czy też niezgrabni, nieśmiali, uzależnieni, nieporadni, leniwi... Ich, zwykle bardzo silne, poczucie doświadczania niesprawiedliwości, nie zawsze obiektywnie jest prawdziwe, choć przecież dobrze wiemy, że nie ma to żadnego wpływu na pielęgnowaną i podsycaną natrętnymi myślami świadomość krzywdy doznawanej od społeczeństwa. Wina zaś zawsze pochodzi z zewnątrz. Jest bowiem obcy świat i jesteśmy my. Są inni, jak Żydzi, ruscy, kolorowi, w każdym razie gorsi, i jesteśmy my, mądrzy, sprawczy i u siebie.

W opowiadaniach zderzamy się z wieloma sytuacjami zaczerpniętymi prosto z życia, zaobserwowanymi lub zasłyszanymi, np. przez hanowerskiego taksówkarza. Wiadomo, taksówka bywa też niezłym konfesjonałem. Dziewczynka, pasażerka Osiem-Zero-Cztery, opowiada bajkę. „Zając bawi się na łące, śmieje się i fika koziołki. I wtedy przybywa nosorożec i zabija zająca. Na to przychodzi słoń i mówi do nosorożca. Dobrze to zrobiłeś”. To nie bajka, a samo życie. Dziewczynka zaś, jak się na końcu przekonujemy, doskonale wie, o czym mówi. I pewnie tylko swemu dziecięcemu spojrzeniu na świat zawdzięcza tę mądrą dobroć, jaka w niej pozostała, a która zapewne nie wystarczy na długo.

Zdecydowana większość bohaterów Dariusza Muszera przeszła już dawno na ciemną stronę mocy. Samotność, poczucie nieprzydatności, „niebytu” wręcz, degeneruje, wypacza, uniewrażliwia. Człowiek, zgnębiony własnym, nijakim życiem, próbuje wejść w życie drugiego człowieka, albo zawłaszczyć jego miejsce w rodzinie, w pracy, albo tak przywiązać go do siebie, by stać się niezbędnym elementem jego codzienności. Może być też tak, że niemożność wybrnięcia z egzystencjalnej pułapki popycha go do zbrodni, bądź wrzuca w odmęty szaleństwa. Dariusz Muszer przedstawia też przerażające przykłady wypierania zła, ów niebezpieczny mechanizm obronny doprowadza jego bohaterów na granice obłędu i rozpadu osobowości. Zło, które nosimy w sobie jest bowiem najtrudniejsze do zaakceptowania. Poczucie wyobcowania, również to w najbliższym otoczeniu – w rodzinie, w związku, może skutkować depersonalizacją, drastyczną metamorfozą osobowości, zmianami sposobu myślenia i reagowania, które przesuną się wyraźnie w stronę agresji, przemocy, braku kontroli, a nawet „odczłowieczenia”, a więc świadomego i celowego rozsnuwania pajęczych pułapek.

Autor, w celu jeszcze bardziej wyrazistego zobrazowania problemu alienacji i rozczarowania światem, sięga po alegorię, poszukuje odpowiedniej symboliki, dobierając środki wyrazu z pola fantastyki, dołączając elementy grozy, onirycznego zagubienia, nawiązując do kulturowo przyswojonych literackich metafor, jak „Przemiana” Kafki, wprowadzając do opowiadań znane, powszechnie kojarzone postacie, jak Tadeusz Różewicz czy Stanisław Lem.

Każdy z muszerowych bohaterów mógłby śmiało, z całkowitą szczerością powiedzieć: „Pozwolono, abym podzielił się myślami z najbliższą osobą. No to się dzielę. Myślami z sobą”. Tylko sobie mogą zaufać. Zdradzi małżonek, dziecko, rodzic i przyjaciel. Nikomu nie można dać wiary. Ale czy można być pewnym nawet siebie samego? Skoro okazuje się, że nachodzą nas obrazy, wspomnienia, niby nasze, a jednak jakieś obce, nieidentyfikowalne... Pamięć i rozum zaczynają zawodzić, wyłączają się, niczym po naciśnięciu magicznego guzika...

Czujemy się obco jako imigranci, jednak nie lepiej nam też u siebie. Nasze wyobrażenia rozmijają się z zastaną rzeczywistością, my zaś, zamiast szukać rozwiązania wybieramy... ucieczkę. Za granicę, w chorobę, albo w marzenia o czasie dzieciństwa, choć tam przecież nie ma już powrotu. Po czym wpadamy w kolejną, podobną sytuację, w której zachowujemy się dokładnie tak samo. I ile żyć byśmy w tej grze nie dostali, każde zmarnujemy, popełniając te same błędy. Taki „Dzień świstaka” – tylko bez happy endu.

W prozie Dariusza Muszera nie tylko ludzie są paskudni. Całe ich otoczenie sprawia wrażenie toczonego zgnilizną, podupadłego. Nie wiadomo, czy rzeczywiście takie jest, czy też może to oni widzą je przez pryzmat swojego wnętrza. Rzędy blokowisk, brudnych, zaśmieconych, sprawiających wrażenie dawno opuszczonych przez jakiekolwiek życie. Sale restauracyjne, pełne chaosu i bełkotliwych gości. Mieszkania bez odrobiny przytulności, obojętne i zimne, jak ich lokatorzy. Tak jak świat rozłazi się w szwach, tak i ludzi dotyka moralna i tożsamościowa destrukcja, zarażająca niczym wirus, rozprzestrzeniająca się niczym nowotwór w zdrowej tkance. Przed oczami przewijają się nam zdania:

„Wlókł własne ciało po schodach niczym worek cementu”,
„jej usta przypominają poobijany wóz strażacki”

I gdyby nie zjadliwy, pełen gorzkiego sarkazmu humor, który nieco ten świat przepełniony przemocą i łajdactwem doprawia pieprzem z nutą papryczki chilli, zostalibyśmy przez tę rzeczywistość przeżuci, przetrawieni i wypluci z taką siłą, iż trudno byłoby się nam pozbierać. Ironia kapiąca z każdego słowa może i nie skłania nas do śmiechu, ale pozwala nabrać właściwego dystansu, jasności myśli. To zaś jest konieczne do zbilansowania nie tylko samej lektury, chcemy bowiem przymierzyć opisane w niej realia do własnego życia, do naszego odbioru świata. Nasuwa się przy tym jedno pocieszenie, zawierające w sobie pierwiastek nadziei. To świadomość, że kowadło, jakie każdy z nas otrzymał od losu, by go sobie samodzielnie kształtować oraz wolna wola, jaką dysponujemy od początku naszej drogi, dają nam szereg możliwości. To narzędzia w naszych dłoniach, a jak się nimi posłużymy, to już inna rzecz. Czy wykorzystamy je do formowania czy burzenia, dobra czy zła, doskonalenia czy upadku... A swoją drogą, warto zwrócić uwagę na genialną ilustrację na okładce (obraz autorstwa Niny Zielińskiej-Krudysz), która idealnie oddaje mrok samej opowieści, niepokój i zagubienie, może wręcz jakiś stan apokalipsy, od którego nie ma odwrotu, gdyż wszystko tonie samounicestwianiającej mgle.
Doris


Dariusz Muszer Człowiek z kowadłemhttp://www.wforma.eu/czlowiek-z-kowadlem.html