copyright © https://czytanieisluchanie.blogspot.com 2023
Miejsca i ludzie... Drenowanie uczuć i odczuć – to się da wyczuć!
Po lekturze zbioru opowiadań, autorstwa Jolanty Jonaszko, dopadło (napadło) gradobicie wątpliwości.
Zacznijmy od prostych spraw. „Nietutejsi” – a jaki ja dałbym tytuł? Zdecydowanie: „Drenaż”.
Pisarka oddała w nasze ręce zestaw wyborny. Nie jestem zwolennikiem tylko noweli kończącej tom: „Chi. Opowieść oxfordzka”. Język giętki i wypracowany, ale fabuła jakaś taka przewidywalna.
Pozostałe siedem opowiadań to gorzkie pigułki zwykłego życia. Liczą się miejsca i ludzie. Ważna jest uważność i jej (zdecydowany) brak.
Drenaż zawsze dotyczy cieczy, tym razem dopadał też oddychania i empatii. Drenaż człowieczeństwa, transcendencji.
Będę (nie wszystek) spojlerował!
Bo może to jedyne rozwiązanie, by Was namówić na szybkie kupno książki Jolanty Jonaszko, pisarki niemal emigracyjnej. Bo Anglia, bo północna Ameryka, no i Niemcy.
A narratorka to „JJ”, czy raczej to jedna z nas; zagubiona – roztargniona – zajęta – zmęczona – egocentryczna?!
Jakakolwiek jest to w opowiadaniach Jolanty Jonaszko widać kunszt pisarski i sokoli wzrok, z tym że bohaterki w tych tekstach nie patrzą tylko na innych, jest moment, że zaczynają zaglądać, spoglądać w głąb siebie.
I to jest punkt kulminacyjny.
Zacznijmy od „Niebieskich tulipanów”. Młode małżeństwo dowiaduje się o zwalnianym mieszkaniu w piętrowym domu w okolicach Darmstadt. Kalkulują i decydują się na „pobyt” w obcym domu. Właścicielka to wyniosła (z pozoru) dama. Pielęgnuje trawniki, odrzuca zagryzione szczury na kompost, rozsadza kwiaty, w tym tulipany.
Kwadraty kolorów, ale Frau Gabel uważa, że najważniejszy jest biały. Do niego można dopasować wszystko.
Czy także nowotwór?
Ten tekst może i jest przewidywalny, ale jest napisany z taką swadą i ogładą, że ręce składają się do braw.
Niemiecki ordnung i słowiańska samolubność. A może na odwrót?! Nieważne. Tekst jest „na” i „w” dychę.
„Motyl” – drugi utwór ze spisu treści – to rozpiska o potrzebie bliskości, o zamazanych konturach przeszłości. O używkach, o pubach i dotyku, który ma moc magiczną, lecz jednak ograniczoną.
Czarodziejski jest też uśmiech i powiększone źrenice.
Przyziemna i zainfekowana jest relacja matki i Joy. Jest duma i uprzedzenie. Jest przekleństwo i cisza nocy oraz wrzask Kalifornii i szum wiatru we włosach w czerwonym kabriolecie.
Joy jest chemiczką, w kampusie szuka i sprawdza to, co ulotne. Przygotowuje się do doktoratu. Podobnie jak (narratorka) dziewczyna z Europy (tej środkowej, tej polskiej).
Tło pełne snobów, bo rzecz dzieje się w Yale University. Słynna uczelnia w Connecticut jest jednak tylko dekoracją. To, co ważne, dzieje się między słowami i spojrzeniami. Między wyobrażeniami.
„Gejsza” mnie trochę rozśmieszyła, ale to było w początkowej fazie czytania. Im głębiej, tym większa głębina samotności. Pisarka stawia w tym tekście pytania: – Ile warte jest szczęście? – Czy można je kupić? – Jaka jest cena chorej relacji między dwojgiem ludzi, którzy oficjalnie „bardzo się kochają”? Życie z arkusza Excel.
Miewam ataki paniki. Biorę wtedy przypisane piguły. Ale po tym tekście mógłbym przedawkować. Bo czuję współodczuwanie, bo widzę w lustrze Rona, a przecież powinienem siebie... A może na odwrót?!
„Antoś” jest traktatem niesamowicie smutnym. Nie tylko o braku organizacji, bo tu nie gra niemal wszystko. Narracji nie można wiele zarzucić poza powielaniem pewnych stereotypów. Umęczona matka, płaczące dziecko żądne laktacji piersi, a ojciec zajęty, zarobiony, nieodpowiedzialny.
Główna bohaterka jest pisarką. Pisze tekst kryminalny. Nie czuje się w tym najlepiej, ale wtedy, gdy nie jest w stanie NIC NAPISAĆ, zaczynają się dziać rzeczy fatalne. Brakuje jej zakończenia… i nagle ONA pisze, a gdzie Antoś?
„Za drzwiami” znowu (bo tak jest i w „Tulipanach” i w „Seledynowym domu”) sąsiedzi się kotłują, interesują, zajmują, ale nie ma tu mowy o wścibskości. Jest mowa o egoizmie. Linearność tych opowieści wciąga, ale i drażni. Bo takie prawdziwe, aż publicystyczne.
Pomyślałem o sobie jak o Janie z „Seledynowego domu”, który choruje na zanik mięśni, ale stara się być wśród ludzi (kluczowe zagadnienie całego tomu) i stara się udawać „na zielono” życie.
Okey! Koniec umartwiania się. Trzeba znaleźć nowe miejsce. Tak jak Jan i pozostałych troje. Trzeba być wśród ludzi!
Pomyślałem o zaginionej wycieraczce i o tym, co działo się „Za drzwiami”. I za każdym razem, gdy czytałem kolejne opowiadanie z tomu „Nietutejsi”, to docierało do mnie, że mam do czynienia z literaturą przemyślaną, PIEKĄCĄ!
Autorka nie zawodzi mnie od lat.
„Bez dziadka (pamiętnik żałoby)” to książka, którą i dzisiaj mógłbym polecić, jako odtrutkę dla naszego zapatrzenia w siebie, dla naszych konsumpcyjnych pragnień.
We wrześniu 2018 roku pisałem m.in. tak:
„Jest muzyka, są codzienne konwenanse. Niby ocieka to smutkiem i żałobą, a jednak czuje się w tym moc wiary w miłość, która nie może minąć, skoro jest tak wyjątkowo prawdziwa. Wyjątkowa. Jedyna. Mocna jak podwójne espresso lub rosyjski czaj. A wokół (jednak) wiele łez i ciszy, i bezsennych nocy. Spora porcja przemocy. Gorzkie żale tęsknoty i próby wykrzyczenia przeprosin i lamentów.
Prośby o wybaczenie są o wiele łatwiejsze do spełnienia przez nieboszczyków. Oni niemo zgadzają się (chyba) na wszystko. Żywi wciąż się szamoczą i boksują. Przed lustrem, w esemesach, listach, oświadczeniach dla rodziny i (życzliwych nagle pojawiających się) tzw. przyjaciół.
A może to wszystko to teatr lalek, tylko sen: >>Science fiction, mówiłeś o naszym świecie, o mailach i robotach, o Lemie, że tak dużo przepowiedział. Że to już nie Twój świat, bo przecież nie każdy to Lem. Że już trzeba się zbierać<<”.
Jolanta Jonaszko to pisarka, którą musicie poznać bliżej. Jej proza jest na wyciągniecie ręki!
8,5/10
Jarek Holden G
Jolanta Jonaszko Nietutejsi – http://www.wforma.eu/nietutejsi.html